Ilustracja muzyczna:
Kult – Z Archiwum Polskiego Jazzu
Elizabeth Charles & Zygmunt Wichary Orchestra – Sing, Sing, Sing
„Jazz nie potrzebuje propagandy, bo jazz to jest sitwa. Kto chce przystąpić do sitwy, ten jej sobie poszuka, ale żadnej reklamy czy zachęty nie potrzeba!”
Andrzej Trzaskowski
„Wpadała do mnie Kika Lelicińska wysmarowana węglem. Roztrzęsiona opowiadała, jak całą noc z zapaloną świecą w ręku chodziła z Piotrem Skrzyneckim po piwnicach krakowskich kamienic i wreszcie znalazła pomieszczenie dla naszych tajnych spotkań”
Kazimierz Wiśniak
„Jest z nami niezwykły gość, pan premier Józef Cyrankiewicz, a z nim siedmiu tajniaków. No, pokażcie się…”
Piotr Skrzynecki
„Na początku nikt mi nie wyjaśniał, co mogło być przyczyną śmierci. Później powiedzieli, że serce, a następnie, że zgon nastąpił z powodu alkoholu. Trudno było w to uwierzyć, bo przecież dwie godziny wcześniej widziałam się z nim i był trzeźwy. Pomyślałam sobie, że może coś mu ktoś wstrzyknął? Nie było żadnego śledztwa, chociaż przekazałam milicji wszystkie moje sugestie i wątpliwości. Sugerowałam też, z kim powinni porozmawiać; chociażby z robotnikiem, z którym Wiesiek murował ścianę, czy z tym dziwnym facetem, który pojawił się nagle, gdy wynosili Wieśka, a którego znałam wcześniej z widzenia.”
Anna Dymna o śmierci swojego męża Wiesława Dymnego
„Cyrankiewicz lubił Piwnicę, ale szczególną, masochistyczną sympatią darzył Wiesia Dymnego”
Barbara Nawratowicz
„Za przykładem niektórych ekstremistów znad Sekwany zaczęto i u nas lansować tzw. antypowieść i antyfilm, a co gorsza, zaczęto głosić filozofię beznadziejności i rozpaczy, zagubienia i samotności człowieka, filozofię bezsensu życia, zaczęto przenosić bezkrytycznie na nasz grunt poglądy z innego świata, ze świata kapitalizmu skazanego przez historię na zagładę”
Władysław Gomułka
W 1945 Kraków zajęła ruska armia. Sowieci od razu zaczęli poszukiwania spirytusu oraz naprawę kościoła św. Mikołaja dzięki chytremu proboszczowi, który postraszył doniesieniem do komendantury o niszczeniu miejsca gdzie towarzysz Dzierżyński wziął ślub. NKWD i Smiersz zainstalowały się w świeżo ukradzionym pałacu Potockich wraz z jego obszernymi piwnicami. Jedenaście lat później w piwnicy pałacu Pod Baranami zaczęli grać muzycy i zaczął działać kabaret. W Krakowie studenci organizują pierwsze juwenalia. Tak, 1956 był rokiem zmian. Chruszczow wygłosił swój „tajny” referat, a w Polsce do władzy doszedł do władzy Gomułka. Bezpieka również zmieniała metody i zamiast siać terror przerzuciła się na nieregularne pobicia, zatrzymania w areszcie i utrudnianie życia niepożądanym osobnikom.
Historia Piwnicy pod Baranami zaczęła się tak: był sobie student historii sztuki – Piotr Skrzynecki (ojciec – przedwojenny pułkownik kawalerii zabity w walce z Sowietami). Pomimo nieodpowiedniego pochodzenia nie przeszkadza mu to dostać się na studia i zdać na piątkę egzamin z marksizmu-leninizmu u Marka Waldenberga (profesor z wydziału prawa – zaprzyjaźnił się ze Skrzyneckim i pojawiał się w Piwnicy, co ciekawe w czasie wojny dzięki „wstawiennictwu bałtyckiego Niemca, barona Ungern von Sternberga, zaledwie szesnastoletni Marek został zatrudniony w tartaku w Maniewiczach”; sam wydział prawa UJ był w tym okresie przechowalnią uboli, komuchów, sądowych morderców i przyszłych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Ciekawsze nazwiska z tego czasu to: Kazimierz Buchała (TW Magister), Tadeusz Hanausek (pisał później ekspertyzy dla prokuratury w sprawie zabójstwa Stanisława Pyjasa) czy Julian Polan-Haraschin (nazywany krwawym Julkiem bo skazał na śmierć ponad 60 osób, nawet kurwy z najgorszej bezpieki czyli GZI nazywały go w raportach „moralną prostytutką”, kumpel Michała Roli-Żymierskiego, łapówkarz, w więzieniu TW Leon, później gdy donosił na papieża to zmienił pseudo na TW Karol, jego drugą żoną była siostra kardynała Macharskiego).
Jest więc Piotr Skrzynecki, jego brat walczył w AK, jego ojciec Marian, były dowódca 7 Pułku Ułanów Lubelskich i legionista nie żyje, a sam Piotr studiuje sobie na uniwersytecie w Krakowie. Wcześniej ukończył kurs instruktorów teatralnych przy PWST w Łodzi. Jest 1951, Dżugaszwili jeszcze żyje więc komuchy raczej się nie pieszczą z dziećmi burżujów. Jak Piotr dostał się na uniwersytet i został specem od teatru tak ważnego na polu propagandy? Nie wiem, więc pozostanie to jego słodką tajemnicą. Tak czy inaczej grupa studentów Akademii Sztuk Pięknych wyprosiła od kierownika domu kultury w Krakowie możliwość korzystania z piwnicy pod warunkiem, że ją sobie wysprzątają. Dyrektorem domu kultury był Leopold Grzyb, o którym Leszek Długosz z Piwnicy pisał, że „krążyła opinia, że utrzymywał się na tym stanowisku (doprawdy przy obezwładniających brakach merytorycznych) z powodu wysokich koligacji partyjnych. Miał być trzecim z trójki towarzyszy z młodości pochodzących gdzieś z rzeszowskiego. Dwaj pozostali to towarzysz Wiesław, czyli Władysław Gomułka, i towarzysz Kruczek, pierwszy sekretarz w Rzeszowie.”
Zagraconą piwnicę w Pałacu pod Baranami sprzątali studenci-działacze (obowiązkowego) ZMP, czyli między innymi: Bronisław Chromy, Rajmund Jarosz, Wiesław Dymny, Zbigniew Bujarski, Leszek Hołdanowicz, Marian Wallek-Walewski i wielu innych. Krzysztof Penderecki wywiózł jedną taczkę gruzu ale muzycy mają delikatne dłonie… więc zniknął na czas remontu.
A Skrzynecki? Jan Güntner mówi, że Skrzynecki „wtedy jeszcze nie zaglądał. Prowadził amatorski teatr w siedzibie Wodociągów Miejskich i był przewodnikiem po Krakowie. Współpracował z nim Kazimierz Wiśniak.” Po latach można przeczytać w różnych miejscach, że to Skrzynecki był pomysłodawca i guru Piwnicy ale naprawdę było tak, że najpierw była tam Janina Garycka – partnerka Skrzyneckiego, która co ciekawe rzuciła karierę naukową dla Piwnicy. Mieszkanie Garyckiej i Skrzyneckiego przy placu Na Groblach stało się miejscem spotkań artystów i wpadał tam też znajomy ze studiów Garyckiej czyli Karol Wojtyła.
Wspomniany przez Güntnera Kazimierz Wiśniak – czyli scenograf współpracujący ze Skrzyneckim w 1952 służył w wojsku i budował kinoteatr w Gubinie. Spotkał tam Jerzego Afanasjewa, który później dołączył do teatru Bim-Bom założonego przez Zbigniewa Cybulskiego.
Po miesiącu od założenia Piwnicy Skrzynecki w końcu się pojawił i zastąpił dotychczasowego konferansjera w dosyć żenujących okolicznościach podczas powstania na Węgrzech:
Panika na ulicach wzrasta. Ludzie mówią wyłącznie o wojnie, wykupują mydło, świece cukier, mąkę. Z radia co chwilę nawołują do spokoju i opanowania. (…) Zamknęliśmy się znowu w Piwnicy. Chwedczuk prowadził śpiewano-czytane wieczory, tańczyliśmy, piliśmy wino, śpiewaliśmy „Leokadię” – nasz piwniczny hymn. Zastanawialiśmy się, co robić dalej. 11-go Piotr Skrzynecki zaproponował założenie kabaretu w Piwnicy. 12-go zaczęły się próby. Piotr błaga, abyśmy pozwolili mu zostać konferansjerem kabaretu. Myśleliśmy, że to żarty. Miał przecież złą dykcję. Seplenił, dwóch zdań nie umiał nauczyć się na pamięć. Błagał i błagał do rana. 13-go próba śpiewana. Piotrowi daliśmy odprawę. W kabarecie nie wystąpi”. Skrzynecki obejrzał próbę i „powiedział, że to, co wymyśliliśmy, jest haniebne” – wspomina Joanna Olczak w albumie „Piwnica pod Baranami”. A i samo widowisko było, jej zdaniem, żenujące. „Nasz konferansjer wyszedł na estradkę i przez nikogo nieupoważniony wygłosił długie i mętne orędzie na temat tego, kim jesteśmy jako grupa (specyficzna odmiana postsartre’owskiego paraegzystencjalizmu) i czego chcemy jako grupa (zamanifestować brutalnie swoją fizyczną i duchową inność). Patrzyliśmy na siebie ogłupiali, jedyne, czego chcieliśmy jako grupa, to powygłupiać się trochę, a jedyne, co nas łączyło w grupę, to wstręt do wszelkich manifestów i programów. (…) Dalej, wbrew manifestom, było jak pod koniec imienin u cioci, każdy popisywał się swoim najulubieńszym numerem. A to wierszykiem. A to piosenką francuską, a to dowcipem. Jedno lepsze, drugie takie sobie, trzecie idiotyczne”
Taki to był guru ze Skrzyneckiego. Ale się w końcu wepchał na konferansjera. 26 maja 1956 została otwarta Piwnica pod Baranami a 16 grudnia odbyło się pierwsze przedstawienie:
16 późnym wieczorem odbyła się premiera »Polskiej Stajni Narodowej«. Wbrew naszym sprzeciwom Piotr Skrzynecki wepchał się na estradę i wymamrotał kilka tekstów.
Ale o dziwo na kolejnych występach udało się:
Każde słowo Piotra przyjmowane było huraganami śmiechu. Jego niewątpliwa trema, pomyłki, spóźnione wejścia, przekręcanie nijakiego tekstu dotychczasowej konferansjerki – wszystko, co robił i mówił, było tak śmieszne, że nie tylko publiczność, ale i wykonawcy tarzali się ze śmiechu.
Dlaczego Skrzynecki tak pchał się tam gdzie go nie chcieli? Dobre pytanie. Może pchała go tam taka sama niewidzialna siła, która ściągała muzyków do Laurel Canyon? Może tak a może nie. Mam jednak lepsze pytanie: czy Skrzynecki miał żonę Hiszpankę? Że niby co? Ano tak, aktor Jan Nowicki – bliski przyjaciel Skrzyneckiego opowiadał o pewnym dziwnym zdarzeniu, które tak streszcza Coryllus:
„Nowicki jest jeszcze lepszy niż Długosz, bo on mówi o tym, że Piotr Skrzynecki był osobą bardzo tajemniczą. On sam – Jan Nowicki – spotkał kiedyś gdzieś w Europie kobietę, która – nie wiem jak to rozumieć – miała podwójne oczy. Była to Hiszpanka świetnie mówiąca po polsku, która powiedziała Nowickiemu, że jest byłą żoną Skrzyneckiego. Nowicki, któremu zdawało się, że jest powiernikiem tajemnic Skrzyneckiego opadła szczęka. Nie spodziewał się tego. Pani ta zaś poprosiła go, żeby zawiózł od niej dla pana Piotra orchideę. No i Nowicki zawiózł. Kiedy wręczał ją Skrzyneckiemu i opowiadał całą historię, ten nawet nie mrugnął. – Rzeczywiście, rzekł – słyszałem, że po Europie jeździ taka wariatka, która podaje się za moją żonę. Skrzynecki siedząc za żelazną kurtyną słyszał, że po Europie jeździ wariatka podająca się za jego żonę?! Od kogo słyszał?”
Plotka o żonie Hiszpance to nie wymysł Nowickiego: „Bratanek Piotra Skrzyneckiego, Marian Skrzynecki, był zdziwiony pogłoskami o domniemanej żonie i synu”. Wiadomo, że Skrzynecki zrezygnował ze studiów przed otrzymaniem dyplomu. Nie trafił do wojska. Później znalazł się na pięć miesięcy w Paryżu – mieszkała tam jego babka. Był rok 1960 i do Francji zaprosiła go Martha Gellhorn – była żona Hemingwaya, którą w Polsce opiekował się Skrzynecki. Jak dostał paszport? No i jeszcze jak mówi Monika Wąs z Piwnicy:
„Pieniądze nie były dla niego ważne, ale jakoś zawsze je miał i potrafił je z wdziękiem wydawać. Był obdarowywany przez swoich przyjaciół. Potrafił skłonić artystów, żeby rzucali wszystko i tworzyli razem z nim. Osoby decyzyjne takie, jak dyrektor Huty im. Lenina, jeśli tylko uległy czarowi Piotra, mogły przekazywać pieniądze na organizację wydarzeń bez żadnych konsultacji. Zatem możliwość finansowania zawsze się pojawiała. Być może nikt inny by tego nie zdobył, ale Piotrowi się nie odmawiało.”
Whisky a Go-Go powstało w 1964 a rok później zaczęli tam grać muzycy z dziwnego kanionu. I podobnie w Polsce tylko że wcześniej: w 1956 powstała Piwnica a rok później zaczęli grać tam muzycy jazzowi. Jeszcze później pojawił się rock czyli na przykład zespół Szwagry (Zbigniew Sztyc na saksofonie, jego ojciec był dozorcą w Pałacu pod Baranami). Skąd się wzięli jazzmani w Piwnicy? Wiesław Dymny i jego dziewczyna Barbara Nawratowicz byli fanami jazzu i to oni nawiązali pierwsze kontakty z muzykami. W 1957 mająca problemy finansowe Piwnica zawiera sojusz z Krakowskim Jazz Klubem, którego prezeską jest Zofia Lach. To ona ma ściągnąć jazzmanów do lokalu ale pod warunkiem, że zostanie „kierownikiem administracyjnym”. Zofia ściąga do klubu zespół Krzysztofa Trzcińskiego. Wkrótce Zofia Lach przejmuje prowadzenie baru w Piwnicy a barmanką zostaje Teresa Arens – dziewczyna Andrzeja Trzaskowskiego. Dzięki Lach w Piwnicy grają Krzysztof Komeda, Andrzej Kurylewicz, Jan Ptaszyn Wróblewski, Andrzej Dąbrowski, Wojciech Karolak i Zbigniew Namysłowski. Dekadę później dalej grają muzycy jazzowi: Janusz Muniak, Tomasz Stańko i Janusz Stefański.
Później było tak: Zofia Lach wzięła ślub z Krzysztofem Trzcińskim, znanym następnie jako Krzysztof Komeda. Jedną z aktorek w lokalu była Krystyna „Kika” Lelicińska-Błochowiak – przychodził więc do Piwnicy również jej chłopak Rajmund Wilk. W 1958 Komeda nagra muzykę do etiudy filmowej „Dwaj ludzie z szafą” reżyserowanej przez Wilka. Ale wtedy Wilk zdąży już zmienić nazwisko na Roman Polański. Jeszcze wcześniej nazywał się on Raymond Roman Thierry Liebling. Ten urodzony w Paryżu reżyser wkrótce nakręci „Nóż w wodzie”, nawiąże kontakty z kapitalistycznymi producentami filmowymi i razem z Komedą rozpocznie podróż w nieznane i osiągnie wielkie sukcesy zawodowe oraz w życiu prywatnym, biorąc ślub z uroczą Sharon Tate.
Teresa Arens została barmanką a później żoną jazzmana Andrzeja Trzaskowskiego. Trzaskowski oczywiście grał z Komedą w zespole. Jeszcze później syn Trzaskowskich Rafał został prezydentem Warszawy pomimo swojego zamiłowania do kokainy i nielegalnych funduszy wyborczych. Zajmuje się teraz stręczycielstwem poprzez wprowadzanie „edukacji” seksualnej dla czterolatków (stręczycielstwo polega na ułatwianiu nierządu, więc Trzaskowski jest bez żadnych przenośni i metafor sutenerem przedszkolaków). Natomiast syn Teresy Arens z pierwszego małżeństwa czyli Piotr Ferster (przyrodni brat warszawskiego prezia Trzaskowskiego) został nieformalnym dyrektorem Piwnicy. Jeszcze później okazało się, że pierwszy mąż Teresy Arens czyli Marian Ferster miał matkę pracującą jako kapitan w Urzędzie Bezpieczeństwa a jego ojciec (pułkownik z wojska i lekarz) urządzał sobie na początku lat 50’ koncerty jazzowe. Stryj Władysławy Festerowej – tej z UB to Bolesław Drobner I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Pomagał on w załatwieniu miejscówki dla studentów sztuki, którą znaleźli – w piwnicy Pałacu pod Baranami.
No i wyszło też, że Teresa Arens miała pseudo TW Justyna i donosiła do SB. Donosił również Michał Ronikier (TW Zygmunt) a jako TW była zarejestrowana Barbara Nawratowicz (później wyjechała na Zachód, pracowała w Radiu Wolna Europa). Ano tak bo w Piwnicy pojawiali się ludzie z zagranicy w tym dyplomaci ze Stanów i z Francji. Pamiętajmy też, że Piwnica nie działała w próżni. Siostrą artystki Kiki Szaszkiewiczowej była Maria Jarochowska należąca do polskiej i francuskiej partii komunistycznej, matka Joanny Olczak-Ronikier podpisała list wzywający do egzekucji biskupów (sama Joanna została żoną niemieckiego dziennikarza, a jej córka została pierwszą żoną Jana Rokity). Dziesięć minut od Piwnicy spacerkiem przez Planty znajduje się ulica Krupnicza gdzie mieścił się kiedyś Dom Literatów. Stefan Kisielewski, który tam mieszkał podczas rozmów o polityce narzekał: „Czy pan musi to mówić do mojego podsłuchu?”. Miał rację – jego syn znalazł kiedyś japoński mikrofon, pod podłogową klepką, zdarzyło się też raz, że minister kultury Zenon Kliszko nie chciał zdjąć zakazu publikacji z Kisiela, bo ten z nudów zaczął opracowywać plan zabicia Gomułki – oczywiście wychwycony przez mikrofony. Dwieście metrów od Piwnicy, pod adresem Wiślna 12 mieści się do dziś redakcja Tygodnika Powszechnego nafaszerowana liberalnymi „katolikami” oraz agentami SB. W Tygodniku publikował Herman Gerner znany później jako Henryk Krzeczkowski, czyli major wojskowej bezpieki patronujący polskiemu Alt-right. Co ciekawe Krzeczkowski współpracował literacko z kolegą z bezpieki – Witoldem Lederem, którego syn opowiada farmazony o „prześnionej rewolucji” robionej w Polsce siłami Niemców i Sowietów w czasie II wojny światowej.
Wiemy więc, że jazz pojawił się w Piwnicy dzięki Zofii Lach, Krzysztofowi Komedzie, Piotrowi Skrzyneckiemu i dyskretnemu poparciu rodziny Fersterów. Ale skąd się wziął jazz w Polsce tak w ogóle? Wiadomo, był grany przed wojną ale za komuny jazz tak jak wszystko inne koncesjonowano. W 1947 w Łodzi powstał klub Melomani – jego członkowie tacy jak Matuszewski czy Komeda będą tworzyć później muzykę dla filmowców z pobliskiej szkoły filmowej. W 1955 po Międzynarodowym Festiwalu Młodzieży w Warszawie wydano płytę z jazzem, zorganizowano cykl koncertów jazzowych dzięki działalności Leopolda Tyrmanda. Ale przełomowa data to 1956: powstaje klub Helikon, Piwnica pod Baranami oraz oczywiście I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Jazzowej Sopot 1956.
W lutym 1956 roku ukazał się w Gdańsku pierwszy numer „Jazzu”, naczelnym został Józef Balcerak korespondent wojenny 4 Pomorskiej Dywizji Piechoty LWP. Na wybrzeżu działał również Franciszek Walicki zaprzyjaźniony z warszawskim dziennikarzem i promotorem jazzu Leopoldem Tyrmandem. Tyrmand w czasie wojny pracował w sowieckiej gazecie, później znalazł się w areszcie NKWD z którego zbiegł po ataku niemieckim w dosyć tajemniczy sposób a następnie znalazł się w Norwegii co nie było takie proste bo był Żydem. Natomiast o Walickim bardzo ciekawie pisze niejaki Jan Yahu Pawul, DJ (deejay jak sam pisze) purysta disco zwalczający disco-polo, proponujący nadanie medali DJ-om z Radia Luxemburg (o których pisałem tutaj). Pawul o Walickim pisze „[…] Franciszek Walicki przyznaje się, że doprowadził, wraz z ówczesnym ministrem tzw. Kultury i Sztuki niejakim Tejchmą do powołania „komisji weryfikacyjnej dla prezenterów dyskotekowych” (JEDYNEJ TAKIEJ NA CAŁYM ŚWIECIE !) […].” Wspomniany egzamin przebiegał tak:
Franciszek Walicki pyta ludka który przyjechał na egzamin komunistycznej komisji weryfikacyjnej dla prezenterów – „co pana tu sprowadza?” – no czyż można zadać durniejsze pytanie na dzień dobry ?!
Potem kolejny mądrala, niejaki Marek Gaszyński pyta – „co to jest standard?” – a na cholerę komu taka wiedza w dyskotece gdzie przychodzi się napić, poskakać i wyrwać dupę na noc ??!
Kolejny weryfikator (nagle ni z kija go ni z pały) zadaje pytanko – „a kto napisał ‘Noc Listopadową’?”
Co to !? – przecież koleś ma czerwoną maturę (bo taki był warunek dopuszczenia przed oblicze komisji) i zapewne dobrze wie z programu nauczania (raczej ogłupiania!!) – kto napisał ‘Noc Listopadową’ ! Po co sprawdzać jego maturę / maturalną wiedzę !? No – chyba, że ta matura – konieczość jej posiadania – to tylko taka ściema, a tak naprawdę chodziło o stworzenie debilnej bariery po to aby jednych dopuścić a innych odwalić.
Ale, ale !!! – koleś z maturą (jakiś Piotr Kubik) nie odpowiada – nie wie kto napisał tą nieszczęsną „Noc Listopadową”. A przecież powinien wiedzieć jako ludek z maturą. No to co teraz(?) – albo maturę dano mu nielegalnie i teraz należałoby ją odebrać – czy jak ?! No i jawi się pytanie – gwarantem czego była bariera stawiana weryfikowanym prezenterom – kretyńska i zbędna jak widzimy bariera posiadania czerwonej matury ??! Okazuje się, że komisja i tak sprawdzała wiedzę „maturalną”.
Powinno się dopuszczać wszystkich chętnych i tych z maturami i bez matury, profesorów uniwersyteckich i ich studentów, rolników i zamiataczy ulic, mleczarzy i nauczycieli oraz babcie klozetowe czy ludzi po podstawówce i bez niej – no i zadawać te „maturalne pytanka” – „kto napisał Noc Listopadową” itp. bzdety. Jeśli ktoś się nauczyl (np. drogą samouctwa) i ma wymaganą przez komisję wiedzę i odpowie na zadawane pytania to zalicza egzamin bez względu na to jakie posiada tzw. „papierkowe dowody swej wiedzy i kwalifikacji”. No tak – po co takie dywagacje skoro to nie o to chodziło … Chdziło przecież o blokadę dyskotek w PRL i uwalanie deejaystwa … Po to wydział tzw. kultury PZPR i jej sługusy powołały w skrytości tą zdradziecką komisję do prześladowań …
Taki to był Franciszek Walicki „ojciec polskiego bigbitu i rocka”. Nawiasem mówiąc „bigbit’ to sowieciarska nazwa na rocka, a weryfikacje DJ-ów robiono na wzór weryfikacji jazzmanów. Pawul dodaje jeszcze garść ciekawych informacji na temat Romania Waschko „agenta i donosiciela tajnej milicji politycznej w PRL – zwanej SB” – faktycznie Waschko oprócz promowania jazzu donosił na Tyrmanda, podstawiał prostytutki muzykom i dyplomacie ze Stanów oraz donosił na Andrzeja Trzaskowskiego, którego nadzorował za granicą. Później do nadzoru deejayów powstała Krajowa Rada Prezenterów Dyskotek, czyli według Pawula zbrodnicza organizacja mająca za zadanie podporządkować polskie disco Walickiemu i komuchom. „Jej pierwszym szefem został Marek Gaszyński, potem zastąpił go Zbigniew Niemczycki, a następnie – na długie lata – Adam Halber.” Szczególnie intrygujący jest tu Zbigniew Niemczycki. Jak wspomina Marek Goliszewski z Business Centre Club, ich kariery zaczęły się tak: „Początek lat siedemdziesiątych. Jedna z warszawskich dyskotek. Za konsoletą DJ-a (wtedy powiedzielibyśmy raczej „dyskdżokeja”) – Zbigniew Niemczycki. Porządku pilnują bramkarze. Marek Goliszewski i Maciej Jankowski”. Później Niemczycki współpracował z SB, jeszcze później „Po ukończeniu Politechniki Warszawskiej był – razem z Andrzejem Olechowskim – jednym z pierwszych didżejów w Warszawie. Otwierał dyskotekę w Bristolu, prowadził koncerty Trubadurów i Zdzisławy Sośnickiej. Gdy wziął ślub, zamarzyła mu się podróż do USA. Paszport dostał, bo akurat reżim na chwilę zelżał. Zamieszkał u rodziny w Indianapolis.” Pytany przez dziennikarza Wprost „Jak to się stało, że szef międzynarodowej korporacji uczynił go swoim asystentem? Jak to się stało, że jakiś „Mr Zbig” z Polski produkował kreskówki dla hollywoodzkiego studia Hanna-Barbera Cartoons?”, odpowiada jak na skromnego miliardera przystało: „– Bo ja jestem lucky man – odpowiada, rozkładając ręce.” W 2018 Niemczycki dalej utrzymywał się na liście najbogatszych Polaków.
Wróćmy jednak do 1956 i dwóch dziennikarzy Trójmiasta – Balceraka i Walickiego, którym zaczyna świtać jakiś pomysł na festiwal jazzowy. Walicki postanowił podzielić się tym pomysłem z Leopoldem Tyrmandem:
Walicki przyjechał do mnie z facetem nazwiskiem Kosiński. Powiedzieli: Widzi Pan, co się dzieje? Róbmy festiwal jazzowy! Ja powiedziałem: Świetnie, róbmy!, po czym wciągnąłem w to Eilego i Skarżyńskiego.
Franciszek Walicki wspominał to natomiast tak:
Wiosną 1956 roku, podczas jednego z naszych spotkań w Warszawie, Tyrmand wysunął pomysł zorganizowania na Wybrzeżu dużej imprezy muzycznej z udziałem najciekawszych polskich muzyków i zespołów jazzowych. Lolek miał przygotować listę zaproszonych zespołów, ja miałem zbadać teren i doprowadzić do realizacji pomysłu. Zainteresowaliśmy imprezą znakomitego organizatora, Jerzego Kosińskiego – ówczesnego dyrektora Wojewódzkiej Agencji Imprez Artystycznych w Sopocie – a po kilku tygodniach stało się jasne, że impreza odbędzie się w sierpniu 1956 roku w Sopocie i otrzyma nazwę I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Jazzowej. To Tyrmand był spiritus movens tego festiwalu. On dobierał wykonawców, ustalił skład Komitetu Honorowego i prowadził pierwsze koncerty
Marian Eile? To ten koleś, który wypromował w Przekroju komiks z Kiką Szaszkiewiczową z Piwnicy pod Baranami. Jerzy Kosiński? To chyba ten sam facet, który gdyby nie spóźnił się na samolot to przyjechałby do willi Romana Polańskiego i zostałby zabity przez ludzi Charliego Mansona.
6 sierpnia 1956 festiwal rozpoczął się pochodem. Na jego czele znalazł się jakiś poeta-bokser, który przypałętał się nie wiadomo skąd i tak wspomina to wydarzenie:
Wszystko zaczęło się kiedy miałem 18 lat, podczas pierwszego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie, w 1956 r. Tam, ni stąd ni zowąd, znalazłem się na czele pochodu muzyków, a za mną słynny sekstet niósł trumnę z napisem „POLSKA MUZYKA ROZRYWKOWA”. Wtedy polubiliśmy się z Komedą i w ten sposób dostałem pracę oświetleniowca. A w związku z tym, że wmieszałem się w środowisko jazzmanów, sam postanowiłem grać na jakimś instrumencie. Kupiłem sobie saksofon, ale niestety byłem nałogowym pokerzystą i wkrótce saksofon przegrałem. Przerzuciłem się więc na bębny, bo miałem talerz i pałki. W tej roli zaliczyłem jeden jedyny występ na scenie. Ze słynnym zespołem Melomanów.
Później Jerzemu Skolimowskiemu zmieniły się zainteresowania, przestał być bokserem, zrezygnował ze studiowania archeologii i etnografii przerzucając się na studia filmowe w Łodzi, które ukończył w 1963. W międzyczasie Skolimowski zaprzyjaźnił się z Romanem Polańskim, któremu polecił Komedę do nakręcenia pierwszej ścieżki dźwiękowej nikomu nieznanego reżysera. Komeda był znany ale się zgodził na fuchę u Polańskiego. Polański się odwdzięczył zarówno Komedzie i Skolimowskiemu, a całe towarzystwo spotkało się z Jerzym Kosińskim i jeszcze paroma osobami za żelazną kurtyną.
Dziennik Bałtycki o festiwalu pisał „że zamiast transparentu czterech rozbudowanych wyrostków niosło 4 wymowne litery (DUPA – przyp. Spiskolog), że podochocone dziewczęta rozebrane odstawiały coś w rodzaju tańca, że zaczesani na kretynów młodzieńcy podrygiwali w takt samby – to detale. Zastanawiające jest samo zjawisko jako takie. Obcisłe dunkry, koszule na wierzch, kretyńskie grzywki u chłopców, swetry z dekoltem á la Sophia Loren, rozczochrane kosmyki i wyraz zblazowania na gamoniowatych twarzach… Jeśli odwilż ma być taka, to już chyba lepszy trzydziestopniowy mróz”
Festiwal w Sopocie zakończył się 12 sierpnia. Walicki zorganizował jeszcze jeden rok później, po czym przerzucił się na promowanie Bogusława Wyrobka i Leszka Bogdanowicza, którzy grali rocka w orkiestrze marynarki wojennej! Ponieważ Walicki za Bieruta służył jako oficer marynarki to przejął nadzór i tak powstał Rythm and Blues, który istniał w latach 1959-60. Partyjna ciemnota oczywiście nie znosiła rytmicznej muzyki więc zespół musiał ulec rozwiązaniu a Walicki wymyślił, że skoro rock jest zakazany to nowy zespół będzie grał „bigbit”. W 1960 powstają Czerwono-Czarni (managerem był jakiś Rusek Nikandrow i Jerzy Kosiński), w 1962 powstają Niebiesko-Czarni. Walicki zostaje managerem kolejnych zespołów i kompletnie mu odwala, bo zaczyna uważać się za twórcę rocka w Polsce. Jako kontroler muzyki rozrywkowej i chujek czerpiący profity z cudzej pracy rozpoczyna w latach siedemdziesiątych wojnę z DJ-ami.
Kurwy wędrowniczki
Ilustracja muzyczna:
Mira Kubasińska & Breakout – Poszłabym za tobą
„Ze wszystkich rodzajów sztuk film jest dla nas najważniejszy”
Lenin, cytat nad wejściem do Szkoły Filmowej w Łodzi
“Could anyone know when an actor was true and not acting?”
Ira Levin, Rosemary’s Baby
„Dam ti pár facek!”
Milosz Forman grożąc oklepaniem Vaclavovi Havlovi i Jerzemu Skolimowskiemu, bo nie pościelili łóżek
„Byłem chorowitym dzieckiem: dyfteryt, różyczka, zapalenie opon mózgowych. Kiedy zakończyła się wojna, wyglądałem jak cień. Matka chciała mnie ratować i w szalonym widzie sfałszowała moją metrykę, postarzając mnie o dwa lata, dzięki czemu mogłem wyjechać na rekonwalescencję do Szwajcarii”
„Z butą oznajmiłem, że jeśli film nie wejdzie na ekrany, nie widzę miejsca dla siebie w tej kinematografii. A Kliszko na to: „Szczęśliwej drogi”. I wyszedł. Następnego dnia przysłano mi do domu paszport, co było ewenementem. Wypchnięto mnie po prostu z kraju. Zrozumiałem, że nie zrobię już w Polsce filmu. Wyjechałem w 1969 roku.”
Jerzy Skolimowski
„Gomułka i Bierut podjęli decyzję, że wszyscy w mundurach idą na Berlin, a aparat władzy będzie budowany przez partyzantów, ojciec został dowódcą batalionu ochrony rządu z zadaniem budowania bezpieki, był tym, który jeździł od miasta do miasta, zatrudniał ludzi, dawał broń, tak że na tych cudnych wystawach IPN „Twarze bezpieki” mój tata powtarza się najczęściej.”
„U nas w domu bywali nie tylko filmowcy, ale i artyści, też zagraniczni, tacy jak Picasso, Neruda czy Diego Rivera. Ojciec poznał ich wcześniej, jako szef Orbisu. Był w Polsce ich gospodarzem, miał wszystkie apanaże, szofera, samochód. Ponieważ nie było dobrych hoteli, różni ważni, znani ludzie u nas przemieszkiwali.”
„Kiedy w willi Polańskiego banda Mansona zabiła Sharon Tate i czwórkę jej przyjaciół, ciągano mnie na przesłuchania, bo z siostrą byliśmy ostatnimi, którzy widzieli wszystkich żywych. Robili wizje lokalne. Inny pracodawca powiedziałby: „Idź do diabła, ciągle mi tu policja zajeżdża, nie chcę kłopotów”. Bernie nic nie mówił, potem został inwestorem w moim filmie.”
Andrzej Krakowski
Jak to jest, że Skolimowski zrobił karierę za komuny mając dwie daty urodzenia; wujka komandora marynarki handlowej, kapitana portu w Gdyni i członka AK; innego dalekiego członka rodziny w brytyjskim wywiadzie i w dodatku projektanta cmentarza wojennego na Monte Cassino; dziadka budującego Dalian na Dalekim Wschodzie; matkę arystokratkę działającą podczas wojny w tajnym nauczaniu oraz ojca, który był dowódcą oddziału w ZWZ? Nie wiem jak ją zrobił. Ale zrobił. Zaczęło się od tego, że ojciec zginął w obozie ale matka Skolimowskiego została w 1945 wicedyrektorką szkoły a on jako mały dzieciak dostał się na leczenie w Szwajcarii. W 1948 została wydelegowana do Pragi na placówkę dyplomatyczną jako attaché kulturalny jako jeden z niewielu bezpartyjnych urzędników. Skolimowski wspomina to tak:
Kiedy pojechałem z nią do Pragi, oddała mnie do ekskluzywnego gimnazjum króla Jerzego w Podiebradach, gdzie było 96 chłopców w wieku od 10 do 18 lat. Ulokowano nas w 12 sypialniach, po ośmiu. Każda sypialnia miała swojego szefa, moim był Miloš Forman, starszy od nas o 6 lat. Walił nas po pysku, za co popadnie. Obok na łóżku spał inny przyszły reżyser, Ivan Passer. Ławkę szkolną dzieliłem z Václavem Havlem – on nie był w mojej sypialni, ale był w mojej klasie. Robił za mnie grekę i łacinę, a ja za niego odwalałem rysunki.
I teraz znowu akcent absurdalny: kiedy matkę wyrzucili z Pragi, bo odmówiła wstąpienia do partii, to wróciliśmy do Warszawy i już nie mieliśmy gdzie mieszkać, ten pokoik kwaterunkowy na Polnej dawno przeszedł w inne ręce. A że matka jeszcze ciągle była podwładną Ministerstwa Spraw Zagranicznych, to wpakowali nas do hotelu Bristol.
Miloš Forman podobnie jak Skolimowski, Passer, Polański, Kosiński, Hłasko i Komeda również znalazł się w Stanach. W 1979 Forman nakręcił musical Hair. Dziesięć lat wcześniej musical był wystawiany z innym reżyserem i inną obsadą na deskach amerykańskich teatrów. Jedna z aktorek – Corinne Broskett była współlokatorką Rosiny Kroner czyli dziewczyny Texa Watsona – zabójcy z Cielo Drive. Nie wiem co z tego wynika, być może nic ale są jeszcze prawdopodobnie inne związki Cielo Drive i Rosiną Kroner z musicalem Hair poprzez Billa Rineharta i śpiewające bliźniaczki The Gemini Twins.
Jest więc głęboka komuna od 1948 zaczyna się poważny terror a Skolimowski z matką mieszkają w najdroższym hotelu w Warszawie z łaski nie wiadomo dokładnie czyjej. W końcu przychodzi czas na studia i Jerzy zostanie bokserem. Zaczyna też pisać wiersze i kręcić się przy zespole Komedy. W wieku 19 lat zostaje najmłodszym członkiem Związku Literatów Polskich. Muskularnym ciałem poety zainteresował się Jerzy Zawieyski czyli pederasta śliniący się na nastolatków i prawdopodobnie infiltrujący Kościół na polecenie bezpieki (to że miał podsłuch nie znaczy, że nie był agentem –nie zwracał uwagi na ewentualny podsłuch a ludzie z KIK mieli obsesje na punkcie podsłuchów – ponad tysiąc stron akt sugeruje, że był prowokatorem; Zawieyski miał też ciekawe samobójstwo a lekarz, który wydał akt zgonu uciekł za granicę). Jak pisze Joanna Siedłecka Zawieyski „Obstawiał na przykład przystojnego Jerzego Skolimowskiego, wtedy młodego, początkującego poetę. Nie zważając na kpiny, podglądał go w Oborach, gdy wychodził z nagim torsem ze wspólnej i jedynej dla wszystkich łazienki. „Popychał” jego stypendium, a w Czytelniku tomik wierszy”. W środowisku pederastów obracał się był obracany również Marek Hłasko, który w Los Angeles przez przypadek zabił Komedę, a później zmarł w dziwnych okolicznościach w Wiesbaden. Zresztą śmierć Komedy ma dwie wersje – 1) długo obowiązująca o dwukrotnym upadkuz Hłaską po pijaku i 2) wersja z książki Grzebałkowskiej opowiedziana przez Andrzeja Krakowskiego – kłótnia Hłaski z Komedą (Krakowski nie opowiedział tego nikomu przez czterdzieści lat bo „chciał zerwać związki z Polską”; dla nas istotne jest to, że Krakowski kończył Łódzką Szkołę Filmową i wyjechał do Los Angeles na „ministerialne stypendium” a jego ojciec Józef Krakowski siedział z Gomułką w jednej celi w Sieradzu, był w Armii Czerwonej, potem w LWP w Urzędzie Bezpieczeństwa, następnie został dyrektorem Orbisu, następnie kilka razy wiceministrem, no i w końcu został szefem produkcji zespołu „Kamera”). Co do Skolimowskiego i Krakowskiego to w 1952 Bristol przeszedł pod zarząd Orbisu – Skolimowski był tam ale w 1948. A potem antysemici wyrzucają z Polin towarzysza Krakowskiego w 1968 – co ciekawe wcześniej Krakowski był właścicielem jednego z dwóch prywatnych Mercedesów w Polin, mam więc nadzieję że uczciwie się go dorobił. A potem staje się cud, bo towarzysz Krakowski we Wiedniu unika śmierci z rąk antysemickiej bezpieki i trafia do Los Angeles:
Była tam spora grupa polskich artystów, którzy znali ojca – Marek Hłasko, Jerzy Abratowski, Janek Chęciński, znany tancerz Stefan Wenta, ale tylko z Polańskim i Komedą byłem zaprzyjaźniony, tylko oni też mieli zajęcie. Abratowskiego, Nizińskiego nie znałem w Polsce, Warsa i Kapera widziałem raz w Warszawie, musiałem coś od nich odebrać, Hłaskę widziałem raz, z daleka. Marek pracował w Los Angeles u ojczyma Heńka Grynberga w sklepie monopolowym, ale jak zaczęło znikać za dużo alkoholu, to go wyrzucili.
Stał się cud, mimo tego, że towarzysz Krakowski sporo narozrabiał Amerykanom:
Krakowski syn: ”Minister przemysłu Hilary Minc wpadł na pomysł, żeby wejść w kontakt z CIA, przekonać ich, że w Polsce jest wystarczająco dużo przeciwników politycznych, aby utworzyć konspiracyjną, antykomunistyczną armię, ale na to potrzebne są pieniądze. Wyznaczył do tego mojego ojca, który był jeszcze w UB. Udało się, dostali od rządu amerykańskiego prawie 8 mln dol., które poszły na odbudowę kraju. Po dwóch latach Amerykanie uznali, że czas zrobić coś spektakularnego, najlepiej desant armii na Gdańsk. Żeby się wykaraskać z sytuacji, zaczęto fabrykować fałszywe dokumenty potwierdzające istnienie armii, jej działalność, były jakoby procesy, aresztowano przywódców.
Wyborcza: Niewiarygodne. To prawda?
K: – Prawda. Ojciec bał się, że jak przyjedzie do Stanów, zapytają: „Stary, gdzie nasze 8 mln?” Był u nas kilka razy, nawet w środę, dwa dni przed tragedią, poszliśmy razem do Sharon Tate. Ojciec wracał do Frankfurtu, Sharon, która świetnie gotowała, zrobiła obiad pożegnalny, przyszli znajomi. Romek był w Anglii, ona przyjechała tylko rodzić. Ojciec został do końca życia w Europie, zmarł w 1986 we Frankfurcie, na zawał.
Ano tak, a synek towarzysza Krakowskiego dostał się do American Film Institute współzakładanego przez politruka od Berlinga czyli Stanisława Wohla.
Z początkiem kariery Skolimowskiego było tak: „Doceniając niekonwencjonalną wyobraźnię dobrze zapowiadającego się poety, w 1958 r. wysłano go do Domu Pracy Twórczej w Oborach, żeby skończył nową książkę. Tam natknął się na Andrzeja Wajdę, który pisał z Jerzym Andrzejewskim scenariusz filmu o młodzieży. Ponieważ był jedynym młodym człowiekiem w okolicy, dali mu tekst do konsultacji. W swoim stylu bezczelnie odpowiedział, że to bzdura. Zapytali, co by zmienił. Więc przez noc napisał dwadzieścia stron. Tak powstał scenariusz „Niewinnych czarodziei” i zaczęła się jego przygoda z kinem. Potem zagrał w tym filmie małą rólkę boksera. Przy okazji otrzymał mistrzowską lekcję reżyserii. Zdjęcia były kręcone w Hali Mirowskiej. Tadeusz Łomnicki autentycznie rozbił mu łuk brwiowy. Dziś Skolimowski wspomina: – Pamiętam, że jak Tadzio zadał mi ten cios i trysnęła krew, usłyszałem szept Wajdy: Wytrzymaj Jerzy, wytrzymaj.” Dodajmy, że Andrzejewski to kolejny pederasta z grupy wokół Zawieyskiego i Iwaszkiewicza, natomiast „Typowy biseks” raportował o Wajdzie TW „Alchemik” (nie wiadomo kto, info z książki Filipa Gańczaka). A dzisiaj Wajda został oskarżony o zmuszanie nastolatki do scen erotycznych.
Skolimowski uprawiał więc boks, poezję, jazz, aktorstwo, szorstką męską przyjaźń z nagimi torsami i reżyserię. Jak dostał się do szkoły filmowej? Ano tak:
Nie zależało mi, poszedłem z biegu – Andrzej Wajda namówił mnie na to na planie Niewinnych czarodziejów. Wsiadłem w pociąg i bez przygotowań pojechałem do Łodzi.
Było stu kilkudziesięciu kandydatów i cztery wolne miejsca w łódzkiej filmówce. Skolimowski się dostał na pierwszym miejscu. A tam już czekał Roman Polański. Skolimowski poznał Polańskiego z Krzysztofem Komedą. Później Skolimowski i Polański napisali wspólnie scenariusz do ich pierwszego dużego filmu. Komeda nagrał muzykę a towarzysz Józef Krakowski zapewnił zespół filmowy „Kamera”. Tak powstał „Nóż w wodzie”. Miał nominację do Oskara. Droga na Zachód stała otworem.
W 1967 Skolimowski nakręcił „Ręce do góry” ale władze nie chciały pozwolić na wydanie filmu krytykującego Stalina. Skolimowski zwrócił się o pomoc do ministra kultury Zenona Kliszko a ten zamiast pozwolenia kazał wydać mu następnego dnia paszport. Skolimowski wyjechał więc do kapitalistów tak jak przybrany siostrzeniec Kliszki czyli Witold Kaczanowski. Kaczanowski przemycał wcześniej artykuły Cata Mackiewicza do Paryża a później znalazł się w Los Angeles gdzie zostawił Polańskiemu amerykańska flagę kilka dni przed rzezią na Cielo Drive. W 1969 Skolimowski wyjeżdża z Polski a Polański załatwia mu zlecenie na pierwszy film na Zachodzie – „Przygody Gerarda”. Skolimowski mieszkał na początku w Londynie pod adresem 71 Cornwall Gardens na parterze. Na piętrze mieszkał Jimi Hendrix ale niedługo później zmarł więc nie zdążył zrobić muzyki do filmu Skolimowskiego. W 2012 zmarł w Indiach syn reżysera – Józef Skolimowski. Media pisały o tajemniczej śmierci. Jej przyczyną okazała się sepsa.
***
Narzeczoną Skolimowskiego była aktorka Elżbieta Czyżewska. Wyjechała z Polski razem z przyszłym mężem Davidem Halberstamem pracującym jako dziennikarz w Wietnamie. Po rozwodzie Czyżewska gościła u siebie w domu Joannę Pacułę, która nie chciała wracać z Zachodu do Polski po wprowadzeniu stanu wojennego. Pracę modelki pomógł Pacule zdobyć Roman Polański.
Z Polski uciekał, kto mógł. W 1957 wyjeżdża Walerian Borowczyk i Jan Lenica, dzięki czemu powstały takie arcydzieła jak Emmanuelle 5. W 1981 wyjeżdża córka pułkownika Hollanda i podejmuje współpracę z Jerzym Bogajewiczem. Jak sama mówi „Mieszkam i pracuję poza Polską. Kiedy przyjeżdżam uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno”. Tak to jest jak się właziło całe życie w dupę.
Ale oni się nie liczą. Liczy się tylko on. Jeden, jedyny, niepowtarzalny. Spiżowy pomnik polskich możliwości większy nawet od Wajdy. Boski Roman, który wszystkim ułatwiał kariery. Tylko właściwie kiedy i jak Roman wyjechał na Zachód?
Raymond Thierry Liebling urodził się w Paryżu w 1933. W 1936 Bula i Mojżeszem Liebling uciekli z Paryża przed antyżydowskimi nastrojami do rodzinnego Krakowa. Wybuchła wojna, Niemcy zaczęli polować na Żydów a Bula Leibling została… sprzątaczką na Wawelu, wówczas siedzibie Hansa Franka. Roman Leibling został umieszczony przez rodziców w rodzinie Wilków, która pomagała ukrywać Żydów. W 1945 ojciec Romana Wilka wrócił z obozu koncentracyjnego, poznał drugą żonę i zmienił nazwisko na Ryszard Polański. Syn również zmienił nazwisko na Roman Polański. Osobiście lekko powątpiewam w istnienie Raymonda Thierry’ego Lieblinga jako twór wymyślony lub ewentualnie wyznaję wiarę w pozyskanie dokumentów od jakiegoś zmarłego dziecka z Francji przez bezpiekę, żeby Roman dostał łatwiej obywatelstwo. Ale to tylko taka moja teoria. Zresztą jak powiedział Leopold René Nowak (agent UB)„Romek to mistrz autopromocji – mówi. – Coś wymyśli i potem w to wierzy. Niedawno przesłano mi do zaopiniowania powstały w Polsce scenariusz filmu o Polańskim oparty na wspomnieniach reżysera. Napisałem, że połowa tego to nieprawda. Fikcyjne rzeczy są we wszystkich książkach o Polańskim i w filmach biograficznych, w których zresztą często on sam o sobie opowiada”. Tak czy inaczej istnienie Romana Wilka jest dobrze potwierdzone przez rodziny Wilków, Putków i Buchałów, które ukrywały to żydowskie dziecko niewiadomego pochodzenia.
Pierwszą ważną znajomością w życiu Romana Polańskiego był Ryszard Horowitz, poznany dzięki stryjom Romana:
Stosunki ze stryjem Stefanem stawały się coraz gorsze. W rezultacie ciotka Teofila i stryj Dawid zabrali mnie do siebie. Mieszkali z siedmioletnią córką Romą w dużym, choć przeludnionym, lokalu wspólnie z rodziną Horowitzów. Był ich cały tabun: mały Ryś z rodzicami, córka Niusia, dwaj wujowie —ci sami Rosnerowie, którzy w czasach getta grali w kawiarnianej orkiestrze —i jeszcze jedno małżeństwo.
Ryszard był jednym z bardzo niewielu dzieci, które przeżyły wywózkę z krakowskiego getta, jako jedyny ocalał z obozu przejściowego w Płaszowie. Kiedy zrobiono obławę na dzieci, ojciec ukrył go w latrynie. Rysiek przetrwał zanurzony po szyję w dole kloacznym. Ciekawe, że w wyniku tych wszystkich ciężkich przeżyć nie zmienił się ani trochę — pozostał tym samym rozpieszczonym szczeniakiem, który w dniu swego przyjęcia urodzinowego w getcie kaprysił i nie chciał wypić kakao.
Horowitz wydał swoją biografię, którą jeden recenzent opisuje tak: „Najbardziej szokujący i skrajnie dramatyczny jest etap Holocaustu, co pewnie nie zaskakuje. Jednak losy małego dziecka, które niedawno zaczęło chodzić i mówić, a zaliczyło kilka najgorszych obozów hitlerowskich, na końcu zostało całkiem samo w Oświęcimiu, żeby przypadkiem odnaleźć się po wojnie, tylko dlatego, że matka wypatrzyła je w filmie armii radzieckiej o wyzwoleniu obozu, wprawiają w osłupienie, na długo. Takich szczęśliwych zrządzeń losu jest w tej biografii tak wiele, że aż ciężko uwierzyć.” Właśnie to nas najbardziej interesuje – szczęśliwe zrządzenia losu, najlepiej takie, które wzbudzają jak najwięcej współczucia w kapitalistach. Horowitz oczywiście wyjechał później na Zachód, został fotografem pracującym na przykład dla Playboya. Karierę zaczynał od robienia zdjęć kolegom z Piwnicy pod Baranami i grania jazzu w Krakowie. Do Stanów wyjechał w 1959 na wizie studenckiej, dostał zieloną kartę, znalazł pracę w agencji reklamowej Grey Advertising gdzie został dyrektorem artystycznym w wieku 28 lat. Potem okazało się, że Horowitz był inwigilowany jednocześnie przez FBI i CIA a w młodości przez UB:
Prawdopodobnie nigdy bym się o tym nie dowiedział, ale ponieważ urząd emigracyjny uparcie odmawiał mi przyznania amerykańskiego obywatelstwa, wziąłem adwokata, który na poważnie podszedł do tematu. Szybko się dowiedział, że urząd ma moje bardzo grube dossier. Inwigilowało mnie CIA razem z FBI, bo ktoś z mojego najbliższego otoczenia donosił, że jestem komunistycznym szpiegiem i dlatego wszędzie chodzę z aparatem. To był ktoś, kto mnie bardzo dobrze znał. Kiedy się o tym dowiedziałem, przeżyłem szok.
Horowitz nie chce powiedzieć, kto na niego donosił więc wróćmy do Romana. Pierwsze doświadczenia aktorskie zdobył w harcerstwie natomiast po raz pierwszy występował pół-profesjonalnie w audycji radiowej dla dzieci do której dostał się dzięki zaproszeniu widzów do radia i wygłoszeniu harcerskiego monologu. Dzięki Marii Biliżance z radia zaczął też występy w Teatrze Młodego Widza (dzisiaj Teatr Bagatela). Młody Romek zaczął myśleć o karierze aktorskiej i uprawiać kolarstwo co prawie skończyło się śmiercią podczas kupna roweru z rąk Janusza Dziuby poszukiwanego za trzy morderstwa. Roman jednak przeżył i w 1950 dostał się do Liceum Sztuk Plastycznych. Wyglądało to następująco:
Wakacje 1950 roku spędziłem kompletując tekę rysunków — studia anatomiczne, szkice Wawelu w perspektywie. Zgłosiłem się do szkoły i przedłożyłem rysunki dyrektorowi Włodzimierzowi Hodysowi. Czekałem przed jego gabinetem ubrany możliwie najskromniej. Widziałem balkon pracowni, gdzie szczupły, rudy student robił gipsowy odlew głowy byka. Pracując nucił radziecką piosenkę wojskową. Choć paraliżował mnie respekt wobec osoby wyraźnie zadomowionej w tak renomowanym miejscu, jakiś odruch skłonił mnie do przełamania lodów. „Piękne mają Rosjanie piosenki” — powiedziałem. Zamiast zbyć mnie pogardliwym milczeniem, chłopak spojrzał z uśmiechem i powiedział po prostu: „Piękne, fakt”. Tak wyglądała w pełnym brzmieniu moja rozmowa z Janem Tyszlerem. Chwilę później zostałem poproszony do gabinetu dyrektora i poinformowany, że przyjęto mnie w charakterze słuchacza i to od razu na drugi rok.
Hodys był homoseksualistą o czym pisze Polański i rządził szkołą całkowicie jak mu się podobało, opowiadając o mistykach, awangardzie artystycznej i zachodniej sztuce(w czasach wczesnej komuny pamiętajmy). Nietypowo, więc sprawdziłem co to za jeden. Okazuje się, że Włodzimierz Hodys biegle władał niemieckim, francuskim, angielskim, rosyjskim, ukraińskim, czeskim, łaciną i greką, jeździł sobie do Paryża a „po powrocie stamtąd zaraził tą ideą młodych artystów i wyjednał dla nich lokum u dyrektora Krakowskiego Domu Kultury. Bronisław Chromy, współzałożyciel Piwnicy w 1956 roku, wspomina: Właściwie historia Piwnicy zaczyna się od Włodzimierza Hodysa”. Czyli znowu natrafiamy na Piwnicę pod Baranami. Do tego wszystkiego był agentem SB i zmarł w szpitalu w Gonesse pod Paryżem 28 lutego 1987. I właśnie ten Hodys wylał Polańskiego z liceum razem z Janem Tyszlerem za to mianowicie, że Tyszler nie pojawił się na odczycie wierszy a Polański go bronił. Nie wiem o co tu chodzi ale raczej mnie ta opowieść nie przekonuje. Niezależnie od tego co się stało, Polański przeniósł się do liceum w Bytomiu. Zdał maturę, zagrał w „Trzech opowieściach” i zaczął szukać szkoły filmowej, która by go przyjęła. Coraz bardziej desperacko dodajmy, bo był niskiego wzrostu co nie wróżyło dobrze aktorowi na przyszłość więc o mało co nie został cyrkowcem. W końcu musiał stanąć przed komisją wojskową:
Wraz z czterema innymi kandydatami zupełnie nagi stałem na baczność przed komisją poborowa. Za stołem zakrytym czerwonym płótnem siedziało kilku oficerów, którzy długo i wnikliwie studiowali moje personalia, pochodzenie społeczne i tak dalej. Przewodniczący temu gremium pułkownik skonstatował, że nigdy nie należałem do ZMP. Wypytywał o ojca-kapitalistę.
Powiedziałem, że jest raczej rzemieślnikiem, ma warsztat, gdzie sześciu ludzi wyrabia paski i torebki ze skaju. „Jak się nazywa zakład?” — zainteresował się pułkownik. Serce we mnie zamarło. „Gentleman” – próbowałem wymówić nazwę firmy tak, jak się pisze, żeby zatrzeć jej angielskie brzmienie. Członkowie komisji wybuchnęli śmiechem.
Wyjaśniłem, że staram się o odroczenie, ponieważ zamierzam wstąpić do szkoły cyrkowej. To spowodowało kolejny wybuch wesołości. „A co, im tam błaznów brakuje?”–spytał któryś z wojskowych. Pułkownik naradził się z kolegami. Po przekartkowaniu tomu przepisów i regulaminów powiadomił mnie, że szkół cyrkowych nie ma na liście instytucji naukowych, które upoważniają do zwolnienia ze służby. To definitywnie przypieczętowało mój los. Tylko cud mógł mnie uchronić. Cud — albo jakiś dramatyczny krok. Postanowiłem zwiać na Zachód.
Polański zaczął więc jeździć pociągami, że by zainstalować się w jakiejś skrytce w pociągu Moskwa-Paryż i zaczął notować numery wagonów do Paryża. Oczywiście nic z tego nie wyszło więc Roman wrócił do długo nie widzianego ojca. Oczywiście zdarzył się cud: „Zostałem w mieszkaniu sam, dumając nad mym smutnym losem, kiedy zadzwonił telefon. Był to… Jerzy Lipman. Miał dla mnie nie byle jaką wiadomość: Wajda zaczyna kręcić swój pierwszy, długometrażowy film i proponuje mi dużą rolę.”
Był 1954 i Wajda kręcił „Pokolenie”. Jerzy Lipman poznany przez Polańskiego podczas poszukiwań szkoły nie wiadomo dlaczego się pojawił u Polańskiego. Wiadomo natomiast, że w czasie wojny służył w partyzantce zorganizowanej przez ludzi z PPS (z tego okresu krążą niestworzone historie o wyjazdach do Rzymu i szpiegowaniu Niemców), potem wstąpił do LWP i dostał w 1945 karę śmierci za dezercję, napad z bronią i próbę kradzieży. W więzieniu został agentem UB i współpracę tą kontynuował przez długie lata. To mniej więcej w 1954 Roman został zwerbowany ukrywał się przed wojskiem:
W czerwcu zebrałem się wreszcie na odwagę i pojechałem po dowód. Postanowiłem, że w razie czego wezmę nogi za pas. Po przejrzeniu kartoteki oficer dyżurny wręczył mi bez stówa nowy dowód osobisty. W rubryce „zawód” widniała adnotacja „student”. Nigdy nie dowiedziałem się, jak i dlaczego udało mi się prześlizgnąć przez urzędowe sito, ale dobrze było prowadzić normalne życie, przynajmniej przez następne dwanaście miesięcy.”
Roman mógł się swobodnie poruszać po Krakowie bez obawy o milicyjne kontrole. Poruszał się oczywiście w towarzystwie starych znajomych w tym oczywiście Kiki Lelicińskiej i Piotra Skrzyneckiego, który cudem uzyskał od jakiegoś lekarza zaświadczenie stwierdzające, że cierpi na „awersję psychiczną do broni palnej” i miał wkrótce zostać konferansjerem w Piwnicy pod Baranami. Polański dostał się w końcu do szkoły filmowej w Łodzi i spotkał tam mnóstwo ludzi w tym Marka Hłasko czy na przykład Zbigniewa Cybulskiego, organizującego pokazy kina niemego w postaci antycznych pornosów. Zaprzyjaźnił się najbardziej z Andrzejem Kostenko (TW Irena) i Andrzejem Kondratiukiem. Do grupy dołączył wkrótce student socjologii Jerzy Kosiński (ten od festiwalu w Sopocie) i Wojtek Frykowski poznany na którejś z imprez u Polańskiego. Roman wyjechał w tym czasie do Paryża, żeby odwiedzić siostrę, co wiązało się później z odwiedzinami funkcjonariusza bezpieki. Etiuda „Dwaj ludzie z szafą” dostała nagrodę a w 1959 Barbara Kwiatkowska została żoną Polańskiego. Później mamy znowu podróż do Francji i nowe kontakty w światku filmowym oraz jakąś nietypowa znajomość z Andrzejem Katelbachem, który wcześniej był lotnikiem w RAF. W 1963 Polański i Kwiatkowska rozwiedli się. Mężem Barbary został aktor Karlheinz Böhm. Wiele lat później po kilku próbach samobójczych córka Böhma i jego żony Elisabeth Zonewa oskarżyła ojca o łapanie ją za piersi pod prysznicem a matkę oskarżyła o gwałty (w sensie, że Zonewa kazała regularnie córce lizać swoją cipę) i prostytuowanie znanym ludziom.
W 1961 powstaje „Nóż w wodzie” gdzie jak mówiliśmy Polański i Skolimowski oraz towarzysz Krakowski poznali się bliżej. Wojciech Frykowski był świetnym pływakiem – dlatego został ratownikiem na planie „Noża”. Poza tym był chuliganem, bumelantem, hazardzistą, człowiekiem uwielbiającym rozrywkę i pieniądze. Miłośnik szybkich kobiet i pięknych samochodów. Płacił oczywiście ojciec Jan Frykowski, który zajmował się handlem tkaninami, walutą (domena bezpieki) i kilkoma innymi biznesami. Stracił jednak powodzenie w biznesie i chciał uciec do Szwecji, po czym go złapano. Jak więc jego syn dostał paszport? Później do Stanów wyjechała też pierwsza żona Wojciecha (drugą była Agnieszka Osiecka).
„Nóż w wodzie” zebrał nagrody i dostał nominację do Oscara ale Polański pisał we wspomnieniach, że „film zrobił klapę, żona mnie opuściła, straciłem jednego z ukochanych przyjaciół, tyle że cudem uniknąłem śmierci w wypadku samochodowym. W Paryżu nie czekało mnie nic — ani plany, ani mieszkanie, ani pieniądze. Przenosiłem się po prostu z jednej otchłani w drugą.” W 1963 Polański wyjechał do Francji i w tym samym roku poznał się z Gienkiem Gutowskim, który po wojnie służył w Counterintelligence Corps i aresztował pińcet nazistów. Później Gutowski był producentem filmów Polańskiego i Skolimowskiego a jeszcze później zaprzyjaźnił się z handlarzem bronią Adnanem Khashoggi i robił biznesy z Bumarem. Gutowski był również znajomym króla Szwecji Karola XVI Gustawa, księcia Adama Czartoryskiego, Wiktora Kubiaka, Stanisława Radziwiłła (szwagier prezydenta Kennedy’ego) i mnóstwa celebrytów. W Wielkiej Brytanii Polański nakręcił „Wstręt”, „Matnię” i „Nieustraszonych pogromców wampirów”. W tym ostatnim filmie zagrała nowo poznana Sharon Tate. Resztę już znacie poza tym, że Polański poznał ją dzięki Martinowi Ransohoffowi i tym, że jego brat czyli Jack Ransohoff był fizykiem nuklearnym zrekrutowanym przez NSA do zakłócania konferencji we Wiedniu.
Roman Polański sprowadził na Zachód Krzysztofa Komedę. Ktoś musiał pisać muzykę. Potem sprowadził Marka Hłasko, żeby pisał scenariusze tak jak Wojtek Frykowski, który chciał zacząć pracę w tym fachu. Przyjechał też Skolimowski (w 1970 nakręcił „Na samym dnie” – scenariusz pomagał pisać Bolesław Sulik zamieszany później w aferę Rywina – wspominał, że „Jarosław Pachowski był synem wysokiego i wybitnego oficera wywiadu i że zachował kontakty z tym środowiskiem”). Przyjeżdżali ich znajomi ze świata chałtury i kultury: Ryszard Horowitz, Stanisław Otałęga (jazzman z Piwnicy pod Baranami), Marek Niziński, Michaj Burano, Jerzy Abratowski, Jan Ptaszyn Wróblewski (jazzman z zespołu Komedy, wyjechał jako pierwszy z muzyków co jest dziwne bo miał nieodpowiednie tło rodzinne). Po grupie Polańskiego wyjeżdżali później zwłaszcza jazzmani: Zbigniew Seifert, Wiesław Wilczkiewicz, Mirosław Męczyński, Janusz Hryniewicz i od groma innych, którzy niekoniecznie zostawali na Zachodzie ale jeździli w trasy. Przyjechał też Henryk „Polscy chłopi zabili mojego ojca, bo był Żydem” Grynberg, znany w pewnych kręgach jako TW Reporter odpowiedzialny za „punkt adresowy” w swoim mieszkaniu (ludzie wywiadu słali tam listy).
Pierwszy wyjechał jednak w 1957 Jerzy Kosiński. Joanna Siedlecka w książce „Czarny ptasior” opisuje losy ojca Kosińskiego – Mojżesza Lewinkopfa, który najpierw współpracował z Niemcami potem z grupą dywersyjną NKWD, a w końcu zlecił zamach na jednego z chłopów, którzy ukrywali Kosińskich. Mały Kosiński nie był więc lubiany przez kolegów („Komunista, co mu w dupie śwista!”). Jerzy Kosiński został instruktorem narciarskim w Jeleniej Górze, później organizował festiwal jazzowy w Sopocie, jeszcze później studiował socjologię i poznał Polańskiego z ekipą a następnie wyjechał do Stanów, gdzie mieszkał brat jego ojca – Paul Lewinkoff. Tam poznał poetkę Halinę Poświatowską, która przyjechała z Polski na operację serca (dziwne!). Później Kosiński poznał całą masę ludzi takich jak Zbigniew Brzeziński, Henry Kissinger, senator Jacob K. Javits, senator William S. Cohen, Warren Beaty, Diane Keaton czy George Harrison. Napisał też książkę „Malowany ptak” o złych antysemitach z Polski, którzy gnębili go przez całą wojną. Było to duże osiągnięcie bo dopiero zaczynał uczyć się angielskiego książkę przetłumaczył Alexander Jordan-Lutosławski. Później Kosiński splagiatował „Karierę Nikodema Dyzmy” Mostowicza. Żoną Kosińskiego została Mary Hayward Weir czyli dziedziczka stalowej fortuny. Kosińskiemu chyba się spodobało z bogaczką więc zapoznał Wojtka Frykowskiego z dziedziczką fortuny kawowej: Abigail Folger. Według Krzysztofa Kąkolewskiego było tak:
Jego poznanie z Gibi Folger, córką króla kawy, nie było przypadkowe, jak się sądzi. Wojtek wraz z kolegą u pokątnego adwokata będącego w spółce z autorem kronik towarzyskich zdobyli wgląd w kartotekę niezamężnych córek bardzo bogatych ludzi USA. Wybór padł na Gibi Folger. Z danych wynikało: jedna z najbogatszych, niebrzydka i niemieszczańska.
Zaczął w tajemnicy przed Gibi zadłużać się u koników. Jednego z nich, „Piga”, Wojtek umieścił nawet w mieszkaniu swoim i Gibi, które zwolnili przenosząc się do willi Polańskich. Za konikami zaczęli się zjawiać, zachęceni bogactwem willi, szczodrością jej gospodarza, Wojtka, i tym, że willa była poza zasięgiem obserwacji policji — ludzie z wyższych szczebli gangu handlarzy narkotyków.
Wojtek równocześnie z eksperymentami artystycznymi zaczął marzyć o businessie narkotycznym. W Kanadzie uzyskano nowy środek odurzający. Wojtek chciał zostać jego głównym dystrybutorem na Kalifornię. Licząc, że wejdzie do gangu, poił, karmił i zabawiał dwóch gangsterów, którzy coraz częściej nocowali w willi Polańskich. Ci ludzie nawet nie kryli, że bywają w Indiach, w Bejrucie, w Tokio, i to trzema drogami, mówili o tym przy mnie. Wojtek dopowiedział mi, że na fałszywych paszportach. Prawdopodobnie ukrywali się przed policją, bo żaden z nich nie wyjeżdżał z willi przed 5.30 rano z obawy przed nocnymi patrolami. Jednak nie okazywali chęci przyjęcia Wojtka do gangu, udawali też, że zależy im na melinie, w gruncie rzeczy interesowały ich tylko osoby: córka miliardera, aktorka i słynny reżyser. Wojtek wypytywał ich, ile kosztuje wynajęcie mordercy. Odpowiedzieli: „zależy, kogo trzeba zabić. Dla małej rybki bierze się małego szczupaka, wtedy 400—500 dolarów za łebka.”
Masakra na Cielo Drive to nie jedyne zgony. Wcześniej zginął Krzysztof Komeda. Co ciekawe romansował z Elaną Cooper, którą później syn Komedy podejrzewał o związki z Mossadem. Marek Hłasko zmarł tragicznie w trzy tygodnie po Krzysztofie, po przyjeździe z Izraela do RFN. Marek Niziński zmarł śmiercią tragiczną w Los Angeles w styczniu 1973 r. Jerzy Abratowski zginął 28 stycznia 1989 roku od kuli na ulicy Los Angeles będąc przypadkowym świadkiem napadu na bank.
Roman Polański uciekł po sprawie z Samanthą Gailey w 1977. Został Kosiński. Wkrótce przybyły posiłki w postaci śpiewaczki jazzowej Urszuli Dudziak. W jej wspomnieniach „Wyśpiewam wam wszystko” znajduje się fascynująca opowieść o podróżach po całej Europie razem z mężem-jazzmanem, aż w końcu lądują w Nowym Jorku gdzie attache kulturalnym w ambasadzie jest Sławomir Petelicki opowiadający świetne anegdotki. Mąż Dudziak był pijakiem i ją zdradził więc się z nim rozstała i nawiązała romans z Kosińskim. Skończyło się na dziwacznym trójkącie z drugą żoną Kosińskiego i wizytach w klubie dla swingersów. Inni wspominają o tym, że odwiedzał burdele, kluby sadomasochistyczne i że obracał się w środowisku transseksualistów. Ciekawe czy spotkali jakichś polityków? Były mąż Urszuli Dudziak czyli Michał Urbaniak też ma ciekawostki w życiorysie:
Nie wiem, jakim cudem matka i ojczym obronili przed komunistami swój ogromny majątek. Być może sprzyjał im fakt, że matka wyrobiła sobie inwalidzkie papiery, a ojczym dla odmiany miał papiery wariackie. Było to zabiegiem często stosowanym w krajach demokracji ludowej.
Pod każdym drzewem w ogrodzie pozakopywane były garnki ze złotymi dwudziestodolarówkami, więc przekupić można było nawet Bieruta. Sędziowie, prokuratorzy, milicja, wysokiego stopnia funkcjonariusze partyjni – wszyscy byli przekupieni, co nie znaczy, że ubowcy nie nękali nas w dalszym ciągu.
Dudziak zaczęła karierę od przypadkowego spotkania z Komedą, a opiekowała się nią jego żona Zofia Lach Komeda-Trzcińska. Co ciekawe jeśli chodzi o Dudziak to „ostatnie lata życia rodzice spędzili w Szwecji. Tam zastał ich stan wojenny, kiedy odwiedzili mojego brata i siostrę, którzy tam się osiedlili” i mają trochę dziwactw w biografii. Poza tym jej brat grał na perkusji u Komedy. Jeśli chodzi o Komedę to jego ojcem był bankier, natomiast jego żona Zofia von Tittenbrun wywodziła się z rodziny ziemian inflanckich. Przyjacielem rodziny w czasie I wojny światowej był Edward Rydz Śmigły a bliskim kuzynem – Jan Stanisław Jankowski. Zofia Tittenbrun urodziła się w 1929, w wieku 13 lat służyła w AK, w wieku 18 lat jej mężem został Ludwik Lach opisywany zwykle jako dżolero i przemytnik. Później Zofia Lach zarządzała jazzem w Piwnicy pod Baranami, jeszcze później jej mężem został Krzysztof Komeda. W końcu Zofia Komeda zaczęła prowadzić pensjonat w Bieszczadach gdzie współzakładała „Solidarność” Rolników Indywidualnych i organizowała strajk w Ustrzykach. No i miała opętaną ciotkę przepowiadającą zgony:
My, dzieci w rodzinie, wiedzieliśmy o tym, bo nieraz, kiedy ciocia do nas przyjeżdżała, działy się przeróżne straszne i tajemnicze rzeczy. Pękały talerze, przesuwały się meble, nawet ciężkie szafy, a w piecach coś dudniło. W nocy otwierały się i zamykały drzwi od pokoi, tak jakby ktoś niewidzialny i niesłyszalny włóczył się po uśpionym dworze, a nasze udomowione, rozpieszczane przecież koty wrzeszczały i wyskakiwały przez uchylone okna do ogrodu. Myśliwskie psy tatusia wyły jak oszalałe, chociaż były tresowane do polowań i normalnie zachowywały ciszę… Nawet konie, łącznie z tymi pod siodło, rżały i kopały w ściany stajni. Zgroza! Stare kobiety z folwarku dobrze pamiętały, że panienka Luteńka w dzieciństwie była cztery razy chrzczona, żeby tego diabła, co ją opętał, wygonić. Niestety, niewiele to pomogło! Więc dziadziuś Leon postawił na jej intencję wysoki krzyż, a potem jeszcze trzy następne, zawsze w rocznicę bitwy pod Grunwaldem.
Wróćmy do Kosińskiego. Lata mijały a on nadal siedział w Stanach, aż w końcu upadła komuna. Jazzmani postanowili więc odwalić swój ostatni numer. W 1987 kontrabasista Jan Byrczek oraz Kosiński założyli Polish American Resources Corporation, która z kolei stworzyła w 1989 pierwszy prywatny bank w Polsce z zagranicznym kapitałem. Bank nazywał się Amerbank a jego prezesem został Marek Gadomski współpracujący z bezpieką (TW Marek, akta zaginęły) oraz oczywiście z Grzegorzem Żemkiem, którego tutaj nie będę opisywać bo afera FOZZ to olbrzym z którego pieniędzy można by kupić jakiś średnio zamożny kraj w Europie Środkowej. Plotki z jednego forum o Gadomskim mówią, że „Najbardziej jednak klasycznym przykładem tych potrójnych związków jest Marek G. Najpierw był dyrektorem departamentu w Banku Handlowym, m.in. nadzorował placówki zagraniczne. Później trafił do libańskiej filii banku, a potem znalazł się w Luksemburgu. Pracował tam razem z Żemkiem, by przenieść się z nim do FOZZ jako jego zastępca. Jednocześnie był dyrektorem Departamentu Zagranicznego w Ministerstwie Finansów. Pojawił się także – znowu obok Żemka – w radzie nadzorczej Kredyt Banku. Potem był prezesem państwowej korporacji bezpieczeniowej, by na koniec zostać szefem AmerBanku. Jego prezesowanie temu bankowi zakończyło się w atmosferze skandalu, aresztowano go na kilka miesięcy.”
W 2004 największym akcjonariuszem Amerbanku był Deutsche Zentral Genossenschaftsbank (bezwzględna większość 31.549.593 akcji). Wśród pomniejszych akcjonariuszy znajdowali się: Frederick T. Field czyli znajomy Kosińskiego, Katherina Kosinski Von Fraunhofer (żona Kosińskiego), Tadeusz Rusiecki (biznesmużyk zajmujący się zarządzaniem majątkiem należącym do rosyjskiej ambasady, powiązany z SLD, hazardem i ciekawymi ludźmi; karierę w jego firmie Immorent zaczynał Paweł Gricuk powiązany z Ryszardem Krauze – oboje powiązani z Petrolinvest, gdzie przewodniczącym rady nadzorczej był Marcin Dukaczewski z tych Dukaczewskich). Jan Byrczek też oczywiście był akcjonariuszem a ostatni posiadający jakieś większe udziały wspólnik to Barbara Teresa Długosz występująca w KRS z facetem Piotr Przemysław Długosz, który był prezesem Przedsiębiorstwa Finansowa Konsultingowego GASKON S.A. utworzonego w 1992 roku. Konsulting oczywiście naftowo-gazowy. Udziałowcami Gaskonu było PGNIG oraz spółka NYWIG udziałowiec większościowy, której prezesem od założenia był minister finansów u towarzysza Rakowskiego czyli Andrzej Wróblewski, który zakładał FOZZ. Od siebie dodam, że później powstała spółka J&S. W 1997 roku na J&S przypadało 70 proc. polskiego importu ropy naftowej, a na koniec wieku ich udział sięgnął 90 proc. Zakładało ją dwóch ludzi Wiaczesław (Sławomir) Smołokowski i Grzegorz (Grigori) Jankilewicz z wykształcenia muzycy. Podobnie jak Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski będący twarzami drugiej największej afery w Polsce po FOZZ czyli Art-B.
Na gruzach Amerbanku rozpoczęła się walka. Jan Byrczek wspomina to tak: „Kiki bardzo przytomnie przejęła też zarządzanie Amerbankiem, pakiet akcji Kosińskiego i Teda Fielda, którego Kosiński reprezentował, a z którym oboje się przyjaźnili, wkrótce zwolniła Byrczka z funkcji wiceprzewodniczącego rady nadzorczej Amerbanku, wkroczyła do jego firmy PARC, w której Kosiński miał udziały. Od przyjaciela i wspólnika swojego zmarłego męża zażądała dodatkowo 300 tys. dolarów. Proces trwał osiem lat, ale go nie wygrała. Przed wejściem Kiki do akcji Byrczek szacował swoją wartość na 1,5 mln dolarów w akcjach. Po wygranym procesie prawnicy namawiali go, by wystąpił z pozwem o odszkodowanie. Nie zdecydował się na to. Zachorował, przestało go to interesować. – To było bardzo ciężkie osiem lat. Kiki narobiła na mój temat strasznych plotek, właściwie byłem bezbronny.”
W końcu bank w 2003 zmienił nazwę na DZ Bank Polska. Zanim to się stało to w Amerbanku prali forsę politycy z Ukrainy: Pawło Łazarenko i Julia Tymoszenko. Ostatnim prezesem Amerbanku został Sławomir Sikora, który w 2004 pojechał sobie z Andrzejem Olechowskim na spotkanie grupy Bilderberg we Włoszech. A co się stało z Jerzym Kosińskim? Nie był nikomu już potrzebny. W 1991 podciął sobie żyły. Ostatnią osobą z którą się kontaktował był Leopold Rene Nowak (który co ciekawe prowadził jakieś dziennikarskie śledztwo w sprawie Lee Harveya Oswalda). Ze śmiercią Kosińskiego kończyła się pewna epoka dla Polonii w Nowym Jorku. Wspomnieniowy tekst opowiada, że „Roman Polański, Wojciech Fibak, Urszula Dudziak, Czesław Czapliński i Jan Byrczek mówią: to najwspanialszy człowiek, jakiego spotkałem”. Z tego grona nie mówiliśmy jeszcze o Czaplińskim (fotograf) i wspomnieliśmy tylko o erotycznych przygodach Fibaka, De Niro i boskiego Romana. Fibak oprócz ruchania piętnastoletnich modelek w Paryżu razem z De Niro, jakimiś dwoma ważnymi francuskimi politykami oraz arabskimi książętami miał też inne hobby. Takie jak łączenie w pary młodych dziewcząt i starszych panów. Albo na przykład kolekcjonowanie sztuki i przyjaźń z Peterem M. Brantem, o którym Fibak mówi: „Mój sąsiad i najbliższy przyjaciel w Stanach Peter Brant, dziś mąż Stephanie Seymour, był na przełomie lat 70. i 80. największym kolekcjonerem prac Warhola”. To chyba dzięki Fibakowi Brant zainwestował w Artnews SA. W transakcji pośredniczył Rusek znikąd z firmą od 1992 czyli Sergey S. Skaterschikov. Skończyło się tak, że szefem czasopisma Artnews należącego do firmy została Izabela Depczyk. Co jest ciekawe bo Depczyk razem z innymi Depczykami występuje w KRS razem ze Stanisławem Filipem Wyganowskim. Co to za jeden? Syn prezydenta Warszawy i miłośnik sztuki zaprzyjaźniony z członkiem zarządu mafii pruszkowskiej czyli Słowikiem, który tak wspomina tą znajomość:
„To Filip odkrył we mnie i rozbudził zamiłowanie do sztuk pięknych, szczególnie do malarstwa. Wielokrotnie zabierał mnie na wernisaże, wystawy i aukcje, odkrył bowiem, że w mojej obecności robi doskonałe interesy. Dziwiło mnie, dlaczego zawsze przed rozpoczęciem aukcjami Filip przedstawiał mnie wszystkim jako „Słowik”. Zrozumiałem to, kiedy zaczęła się licytacja. Cena wywoławcza. – Kto da więcej? Filip podnosi chorągiewkę. Wszyscy patrzą na niego i na mnie. Widząc mnie, rezygnują z dalszej licytacji. Nikt nie odważył się przelicytować Filipa. Za najniższą cenę kupował upatrzony obraz. Pewnego razu znalazł się dowcipniś, który chciał przelicytować Filipa. Wówczas Filip przekazał mi chorągiewkę, żebym to ja uczestniczył w licytacji. – Kto da więcej? – słyszę pytanie prowadzącego licytację. Filip kopie mnie w kostkę, ja podnoszę chorągiewkę i spoglądam na dżentelmena, który chciał mnie przelicytować. Dżentelmen opuścił swoją chorągiewkę i ani drgnął. I tak było wielokrotnie.”
Dodajmy, że politykiem wspieranym przez starego Wyganowskiego był Paweł Piskorski, który swego czasu wygrał w kasynie 138 razy i zarobił pół miliona.
Miasto prywatne
Ilustracja muzyczna:
Czesław Niemen – Sen o Warszawie
„Śmieszy mnie ta zbowidowska atmosfera podsycana przez niektórych dziennikarzy, a przede wszystkim muzyków. W pewnym momencie jeden z zasłużonych animatorów rocka tak się zagalopował, że powiedział, iż powstanie pierwszych zespołów bitowych było tym kamyczkiem, który poruszył lawinę. Moim zdaniem to zdecydowana przesada. W rzeczywistości rock’n’rollowcy funkcjonowali w tamtym układzie, żyli jak reszta społeczeństwa i nikt tam się specjalnie nie wychylał.”
Marcin Jacobson
„Buntowaliśmy się przeciw władzy. Nasza muzyka obaliła komunę.”
przeciętny muzyk rockowy z lat 80’
Zadzwonił do mnie Andrzej Olechowski i zapytał, czy może razem z Animalsami wpaść do nas na prywatkę. Odparłam, że muszę mamy zapytać. Powiedziała „nie”, bo tyle ludzi przyjdzie i podłogę jej zadepczą. Zgodziła się, kiedy przypomniałam, że to oni śpiewają „House of the Rising Sun”
Maria Szabłowska
„Uciekliśmy na ulicę Noakowskiego 16. Ale to jest nieistotne”
„– Gościnni byli?
– Jak cholera: pani domu zwracała się do matki per „bolszewiczko”. Oni w ogóle jacyś wyjątkowo religijni byli. Zwłaszcza najstarszy syn, który miał kompletną korbę religijną.”
Krzysztof Kowalewski o ukrywaniu się podczas wojny z matką Żydówką
„Z teatrem STS jeździłem na zagraniczne festiwale. Nie musiałem należeć do partii, chociaż wielokrotnie sekretarze POP w teatrach, w których grałem, próbowali mnie do tego skłonić. Odpowiadałem wtedy wesoło, że nie mogę wstąpić w szeregi z obawy o to, by partia nie zatraciła swojego proletariackiego charakteru. Polityką się specjalnie nie przejmowałem, zarabiałem nieźle, kolegów miałem znakomitych. Bywaliśmy w klubie studenckim Hybrydy, wysiadywaliśmy w kawiarni Bristol, wieczorami wpadaliśmy do Klubu Aktora SPATiF. Wódeczka, ładne dziewczyny. Ot, tacy sobie playboye. Ale my żyliśmy sobie tak trochę pod kloszem. Artyści. Ludzie wolni. No, może trochę wolniejsi.”
Jerzy Karaszkiewicz
„Ojciec Jurka Karaszkiewicza, kolegi z roku, był głównym kwatermistrzem w UB.”
Krzysztof Kowalewski
Wiecie jak sprawdzić czy artyściak miał coś na sumieniu? Trzeba sprawdzić, czy był w komitecie poparcia Bronka Komorowskiego. To niezawodna, choć nieco zbyt ogólna metoda. Wspomniany wcześniej Amerbank to ogniwo afery FOZZ. I tu też mamy oczywiście związek z aktorem z komitetu poparcia Bronka. Matką Krzysztofa Kowalewskiego była Elżbieta Kowalewska – również aktorka. Jej mąż został zamordowany przez NKWD w Charkowie, w czasie wojny ukrywała się z synem w kamienicy przy o Noakowskiego 16 – w 1945 major UB Leon Kalinowski (Stefan Kalinowski z bierutowskiego wymiaru „sprawiedliwości” to jego kuzyn) przejmuje kamienicę, która po wielu latach trafia w łapska Andrzeja Waltza i jego żony czyli prezydent Warszawy – Hanny Gronkiewicz-Waltz (powiązana z Janem Rejentem z FOZZ i przejęciem banku przez bezpiekę).
W 1946 Kowalewscy wyjechali do Kielc, gdzie jakimś dziwnym trafem akurat w tym samym czasie miał miejsce pogrom, którego wielki ogrom i Kielczanie muszą się do dziś bić w piersi za winy jakichś łajz z UB o czym zaświadcza „porwany” Henryk Błaszczyk. Podobno mieszkali w domu obok napadniętej kamienicy. Sam Krzysztof Kowalewski został aktorem tak jak matka. Z małżeństwa z Vivian Rodriguez (kubańska tancerka) urodził się syn Wiktor, który znalazł się później w Los Angeles. Natomiast przybrany syn czyli Janusz Heathcliff Iwanowski Pineiro zaczął po upadku komuny robić interesy z pułkownikiem Jerzym Klembą (II Zarząd i WSI) zaangażowanym w aferę FOZZ. Później pojawił się w filmie „Dramat w trzech aktach” gdzie twierdził, że przekazywał razem z Klembą forsę dla Porozumienia Centrum braci Kaczyńskich (płk Zenon Klamecki – oficer prowadzący szefa FOZZ był konsultantem do filmu). Jeszcze później Pineiro i Klemba uciekli do Wenezueli, zostali skazani za oszustwa a Pineiro był producentem kilku filmów w Polsce.
***
Zajmijmy się teraz tą częścią ludzi chałtury i kultury w Polsce, która nie miała szczęścia do kariery zagranicznej i nie załapała się do grupy Polańskiego. Jak pamiętamy pierwszy festiwal jazzowy w Sopocie organizowali Balcerak, Walicki, Tyrmand, Kosiński i Eile (nie mylić z Międzynarodowym Festiwalem Piosenki znanym teraz jako Festiwal w Sopocie czy tam Sopot Festival). W 1957 za Kosińskiego konferansjerem II Festiwalu Jazzowego w Sopocie został Roman Waschko. W 1958 festiwal został przeniesiony do Warszawy i znany jest jako Jazz Jamboree. Pierwsza edycja festiwalu jazzowego pod nową nazwą miała miejsce w Stodole. Jak powstała Stodoła w Warszawie? Ano Sowieci postanowili nam podarować Pałac Kultury i Nauki, sprowadzili w tym celu budowlańców i postawili im baraki. Po zbudowaniu wieżowca drewniane baraki zostały i tam zainstalowali się studenci, którzy nazwali dawną stołówkę robotników Stodołą. Od zostania Miss Stodoły karierę zaczęła aktorka Teresa Tuszyńska, której partnerem został później Adam Pawlikowski (koledzy aktorzy posądzali go o współpracę z UB więc wyskoczył przez okno i się zabił). Na bramce w Stodole stali Eugeniusz Halski oraz mistrz judo czyli wspomniany Maciej Jankowski szefujący Solidarności na Mazowszu. Ich kolegą z bramki był Marek Goliszewski z Business Centre Club grupującego polskich biznesmużyków. Kolejnym bramkarzem był Wiesław Huszcza czyli późniejszy skarbnik PZPR i SdRP odpowiedzialny między innymi za moskiewską pożyczkę i szereg innych fascynujących operacji finansowych. Gdy już przedarliśmy się przez bramkę to w środku witała nas muzyka puszczana przez DJ-a Zbigniewa Niemczyckiego, który później wyjechał do Stanów i został miliarderem. Karierę zaczynali tam również: Iga Cembrzyńska, Andrzej Rosiewicz, Magda Umer (ojciec w SB, wujek w UB), Ewa Bem, Marek Gołębiowski, Elżbieta Jodłowska, Krzysztof Knittel, Wojciech Mann, Krzysztof Materna, Czesław Niemen, Andrzej Rosiewicz, Janusz Weiss, Marcin Wolski, Jan Wołek oraz zespół Perfect. Kariery za granicą nie zrobili ale przecież w większości wyjeżdżali na Zachód.
No i był jeszcze jeden DJ w Stodole. Andrzej Olechowski. Ten koleś, który zakładał Platformę Obywatelską i prawie został prezydentem. Olechowski ze swoim kolegą z liceum czyli Wojciechem Mannem prosili Pagart o sprowadzenie do Polski Rolling Stones i The Animals co o dziwo faktycznie władze zrobiły. Wojciech Mann to również szczęśliwiec wyjeżdżający na Zachód: „Jak wszyscy marzyłem o wyjeździe na Zachód. Udało się w roku 1964. Brat mojego ojca wyemigrował do Anglii w 1936, miał to samo nazwisko, władza w końcu uznała, że ma prawo zobaczyć ukochanego bratanka”. Wujek Manna był profesorem na Cambridge ale niestety nie ustaliłem nazwiska. Andrzej Olechowski był również managerem zespołu Trzy Korony. Krzysztof Klenczon wspomina to tak: „Wszyscy wiedzieli, że kierownicy i menedżerowie to były esbeckie wtyczki, a w dodatku robili własne interesy, dając zarobić własnym żonom i innym członkom rodziny. Ale w tamtym systemie przy zespole musiał być ktoś, kto dobrze poruszał się w muzyczno-partyjnych układach”. Oczywiście Olechowski woli wspominać to jak śpiewał w chórkach. Potem Olechowski wyjechał na placówkę dyplomatyczną do Genewy, i pracował dla przyszłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego jako KO Tener i KO Must. Jeszcze później został ministrem finansów, pracował w NBP, kręcił ze Stronnictwem Demokratycznym Pawła Piskorskiego, działał w Business Centre Club. W 2001 Donald Tusk, Maciej Płażyński i Olechowski zakładają Platformę Obywatelską. Generał Czempiński wspominał później, że „Nie było łatwo im wytłumaczyć, że mogą nadać nowy impet na scenie politycznej”.
Oprócz Stodoły były także Hybrydy. Nie wgłębiając się w szczegóły tam również siedziała zgraja jazzmanów i Polański razem z Frykowskim, Komedą i Frykowskim. Dziennikarz Bogumił Paszkiewicz wspomina, że „Karty to przede wszystkim brydż. Moimi partnerami byli koledzy z Prawa: Jurek de Latour (Byk), Leon Karaczun (Hrabia), Marek Piekarski, Leszek Sosnowski, Józek Gajek i Maks Białecki w Szwecji), a także Krzysztof Lasocki (Lacha) – późniejszy mistrz świata w brydżu sportowym, Henio Jakubowski (w Danii, największy talent obok Lachy i Marka), biznesmeni Paweł Parfiniewicz i Krzysztof Strykier.” Strykier zanim został biznesmenem to był kierowcą rajdowym i jak każdy kierowca rajdowy z PRL wszedł biznes mając kontakty niewiadomo skąd. Został dystrybutorem Fiata i w 1993. W 2009 jego firma chwaliła się „uruchomienie produkcji specjalnej dla wojska na podstawie koncesji MSWiA wydanej dla oddziału AUTO-HIT sp. z o.o. w Makowie Mazowieckim (KS Construction)”. Później wszedł w doradztwo polityczne i wynajmował tajemniczą leśniczówkę, gdzie Bronek Komorowski poznał Janusza Palikota:
W tym samym roku 11 kwietnia leśniczówkę wynajęła od Nadleśnictwa Janów Lubelski firma Auto-Hit z Tychów. Jej właścicielem jest wymieniany na liście „Wprost” wśród najbogatszych Polaków – Krzysztof Strykier. Firma podpisała umowę na 10 lat i miała płacić za wynajem 13 tys. zł rocznie. Rok później do umowy o najem dołączyła spółka Prokom innego polskiego miliardera Ryszarda Krauzego. Od tej pory Prokom miał wnosić 90 proc. opłat za leśniczówkę, a Auto-Hit 10 proc. Jerzy Kostka został administratorem obiektu, a firma Prokom zarejestrowała go jako swojego pracownika.
Tak na marginesie – dilerzy zagranicznych samochodów we wczesnych latach dziewięćdziesiątych to fascynujący temat, sami zobaczcie:
Jan Kulczyk-Volkswagen, Krzysztof Komornicki – Opel (FOZZ, jego zięciem – Tomasz Wróblewski od afery Biofermu), Sobiesław Zasada-Mercedes, Jerzy Starak–Alfa Romeo, Paweł Obrębski–Ford, Janusz Kiliańczyk–Renault, Edward Mazur, Zbigniew Komorowski-Abexim (Opel), Roman Walder-Toyota, Lexus, Krzysztof Strykier – Fiat, Adam Kołodziejczyk – Ford, Janusz Kiljańczyk-Renault, Leszek Płonka-Skoda.
Wróćmy do Hybryd. Paszkiewicz wspomina, że „w dobie selekcji klubowych, kto jeszcze pamięta legendarnych cerberów hybrydowych – siwego jak gołąbek pana Stefana i pana Aleksandra (Ledykimacja jest?), wspomaganych przez Roberta Konarskiego oraz Janusza Dorosiewicza (ksywka Kaczmarek), polsko-amerykańskiego biznesmena, który Reaganowi postawił pomnik w Warszawie. A wreszcie na przełomie lat 60. i 70. całą drużynę dżudoków, zapaśników i bokserów pod wodzą Wita Gąstała (wśród nich późniejszy profesor Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego, akademicki mistrz Europy w dżudo – Staszek Tokarski; generał-komandos – Sławomir Petelicki; wiceminister finansów – Jerzy Napiórkowski; paru prokuratorów i adwokatów, m.in. kolega z roku i z Jelonek – Leszek Sosnowski, wybitny prawnik amerykański.”
Szefem teatru Hybryd był Krzysztof Mroziewicz – później dyplomata i agent WSI „Sengi”. Najciekawszym jednak bywalcem klubu był Krzysztof Wilski. Co to za jeden? Współinicjator Złotej Tarki ze Stodoły, później sekretarz w polskiej misji dyplomatycznej w ONZ (w Nowym Jorku oczywiście). Później Wilski współpracował z Ryszardem Krauze (to ten złodziej samochodów z Hamburga były miliarder-bankrut, najbogatszy Polak w 2004, był właścicielem Prokomu – czyli tej firmy od leśniczówki Komorowskiego; zanim Prokom stał się molochem to musiał być wyrwany Ryszardowi Kajkowskiemu, który założył tą pierwszą w Polsce firmę informatyczną, co ciekawe na rozruch Prokomu kasę dała spółka Nihonswi AG, niektórzy mówią, że nazwa to skrót od Nicaragua, Honduras, Switzerland i ma to związek z komuszą partyzantką w Ameryce Środkowej). Krauzego z Wilskim, Gricukiem, młodym Dukaczewskim łączy oczywiście firma Petrolinvest. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od jazzu.
***
Klubów i ciekawych zdarzeń była oczywiście cała masa. Taki na przykład ojciec Wojciecha Cejrowskiego opiekował się jazzmanami. Sam Cejrowski zaczynał karierę medialną u boku Wojciecha Manna. Albo mamy Radio Kolor zakładane przez Manna i Maternę oraz całą plejadę dziwnych postaci, Rusków i dziwnych manewrów wokół radia.
Pomińmy również całą masę klubów, miejsc i postaci. Pomińmy zamiłowanie niektórych melomanów do języków obcych (Maria Szabłowska studiowała arabski) i do Wyższej Szkoły Języków Obcych (np. Urszula Dudziak i DJ po weryfikacji Piotr Kaczkowski). Pomińmy całą masę filmowców w tym Jerzego Hoffmana i jego pierwszą sowiecką żonę oraz drugą żonę sowiecką żonę dającą dupy dyplomatom w operacjach SB (nasi bezpieczniacy podejrzewali ją o pracę dla KGB). Pomińmy to, że scenarzysta „Stawki większej niż życie” czyli Zbigniew Safjan służył w czasie wojny w Grenzschutz, za Bieruta był agentem GZI przez którego donos został zabity żołnierz AK. Pomińmy również to, że jego syn Marek Safjan był prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Pomińmy również nieudane próby werbunku aktorów jak na przykład Piotra Fronczewskiego, który odpowiedział oficerowi SB „Zbyszek, ni chuja” po czym rozgadał o wszystkim swoim znajomym więc SB już go więcej nie ruszała. Zostawmy festiwal w Jarocinie, rocka, punk i metal oraz Waltera Chełstowskiego i Jurka Owsiaka (syna pułkownika milicji), który później zatrudnił się w Carpathii Jana Załuski (agent WSI). Powiedzmy jednak jedno zdanie o hipisach w Krakowie.
Według Gulli „Pies” czyli marszałek Terlecki wciągał w nosek dziwny proszek.
Idziemy do Zosi Coppola. Opowiada Jacek Gulla zaginiony brat Popka z Gangu Albanii. Obok siedzi Marek Podlecki – wytwarzał dla Solidarności nadajniki do podsłuchu SB, przez którą został następnie zwerbowany ale przyznał się do tego Januszowi Kurtyce. Później współtworzył redakcje programów „Misja Specjalna” Anity Gargas i „Cienie PRL-u” Bronisława Wildsteina. Obecnie świr wzywający do „mordowania parchów” ścigany przez policję – ktoś to trafnie skomentował na Youtube: „Policja jakoś ma problemy z namierzeniem tego faceta, który cały czas jeździ tym samym samochodem. Przypadeq?”
I tylko Wiktor Kubiak śmieje się z czeluści piekieł zastanawiając się co było jego największym osiągnięciem Donald Tusk, Edyta Górniak czy Dorota Rabczewska. Choć może nie było to tylko dzieło Kubiaka bo urzędował on w hotelu Marriott razem z Gienkiem Gutowskim.
Cebulaki-szataniaki
Major Kong – Diabolic Mind Control (polski doom metal z Lublina)
Ogrodnik o imieniu Jahwe (oraz nazwisku rodowym Elohim) postanowił stworzyć swój własny ogród. Udało mu się to zrobić w 7 dni, ale musiał się ciężko napracować. Był zmuszony posłużyć się rośnymi sztuczkami (dzisiaj znanymi jako cuda), między innymi chwilową zmianą DNA drzew i krzewów, by urosły w parę dni, a także wzmożoną aktywnością Słońca.
Michał Knihinicki pewien bloger lubiący anime opisujący stworzenia świata według satanistów
Wiele lat temu byłem na koncercie Metalliki i Megadeth w Warszawie. Jako suport miał grać Mastodon albo jakaś inna gównokapela ale coś im wypadło więc w międzyczasie na ich miejsce wskoczył Behemoth. Bilet kupiłem kilka miesięcy wcześniej i bardzo chciałem zobaczyć zespoły, które słuchałem do tej pory tylko na kaseciaku i MP3. Poza tym na zwroty biletów było już trochę za późno. Chcąc nie chcąc miałem skonfrontować się z wymalowanymi na biało mordami satanistów rodzinnego chowu, których najbardziej znany kawałek krążył w sieci jako memowa przeróbka pod tytułem „Kaka demona”.
–Chuj, jak zaczną drzeć Biblię to wskakuję na scenę i kończymy imprezę – pomyślałem jak prawdziwy Janusz. Byłem młody i głupi, no i nie pomyślałem, że będzie tam ze sto tysięcy ludzi, barierki i ochrona.
Po podróży pociągiem, warszawskim MPK i krótkim spacerze znalazłem się na lotnisku w Bemowie. Kontrola biletu, szybki bieg po dobrze utrzymanej murawie, żeby znaleźć się w miarę blisko sceny, później dosyć długie oczekiwanie w piekącym słońcu na początek koncertu. W końcu wyszli na scenę. Znużony tłum był niemy. Darski krzyknął coś zachęcając ludzi do przywitania zespołu. Wtedy rozległy się pierwsze krzyki:
-DODA, DODA, DODA, DODA
Wokalista coś tupnął, coś mruknął mikrofonu. Nie bardzo miał co powiedzieć bo Doda była wtedy jego partnerką. Wtedy rozległy się kolejne krzyki, najpierw z jakiejś grupki, potem z wieży z głośnikami, potem zaczęli krzyczeć ludzie w Golden Circle (to jest to miejsce przy scenie za barierką z przepłaconymi biletami). Chwilę potem wszyscy dookoła w tym oczywiście ja skandowali jedno słowo:
-WYPIERDALAJ, WYPIERDALAJ, WYPIERDALAJ, WYPIERDALAJ, WYPIERDALAJ, WYPIERDALAJ
Darski nic już nie powiedział, tylko wyciągnął gitarę i zaczął grać. Potężne głośniki zagłuszyły rozwścieczony tłum.
***
Satanizm w Polsce to niezłe jajca. Poza podwójnym zabójstwem dokonanym w 1999 w Rudzie Śląskiej przez dwóch kretynów żadnych zbrodniczych czynów nie namierzyłem. Jest więc na przykład OTO sprowadzone do Polski w 2008 przez tarocistę i tekściarza Behemota czyli Krzysztofa Azarewicza. Oczywiście nie chce on przyznać, że jest satanistą więc zamienia się w naiwnego kłamczuszka mając nadzieję, że nikt nie sprawdzi jego wyjaśnień. Mamy więc na przykład takie stwierdzenie: „Warto zauważyć, że w opublikowanej przez Wydawnictwo św. Stanisława BM książce Satanizm – historia, mity jej autor, Massimo Introvigne, stwierdza kategorycznie, że Crowley nie był satanistą.” Problem w tym, że to nieprawda bo Introvigne pisze tak: “My conclusion that Crowley, according to my definition, was not a Satanist does not deny his enormous influence on later Satanism”. A definicja Introvigne jest oczywiście dosyć specyficzna i wyklucza ateistów-satanistów czyli chyba w praktyce 95%. Podejrzewam, że reszta członków Polskiego OTO to jeszcze gorsze jelenie ale szkoda się nimi zajmować bo są to postacie zupełnie nieznane.
Klauni zorganizowani przez Azarewicza to jednak nie pierwszy kontakt OTO z Polską. Siostra Michaela Pawlik, która w latach 70’ jeździła na misje do Indii wspominała o rozmowie z urzędasem z ambasady Maurycym Frydmanem, który zachęcał ją do współpracy za dolary:
Gdy zapytałam jak to jest że partia finansuje w/w szkolenia, dowiedziałam się, że koszty w Indiach pokrywa Ordo Templi Orientis (OTO) – Zakon Świątyni Orientu… Celem tego zakonu jest rozpowszechnianie wschodnich religii, w świecie, szczególnie wiary w reinkarnację, łącznie z prawem dharmy i karmy, by na jej podstawie wszystkie religie sprowadzić do wspólnej syntezy. Właśnie w tym duchu dział teozofia i antropozofia i zwolennicy „New Age”. Jak twierdził Frydman, Ordo Templi Orientis będzie finansować utrzymanie ochotników na w/w szkolenia w indyjskich aśramach, wyłącznie dla tych, którzy podejmą się, że po powrocie będą nauczać tych religii w swoim kraju. Tylko każdy musi przyjechać na swój koszt – OTO nie pokrywa biletów.
Taki tam komuno-satanizm promowany przez ucznia Gandhiego.
Inną organizacją satanistów w Polsce jest Loża Magan będąca filią szwedzkiej organizacji Dragon Rouge. Z tego co patrzyłem to współpracują teraz z jakąś Hiszpanką z Temple of Ascending Flame. Ich działalność sprowadza się do wydawania przepłaconych książek w limitowanej liczbie 666 egzemplarzy pisanych moczem nietoperza na pergaminie z garbowanego napletka żyrafy i biegania nago po lesie.
Istnieją również wydawnictwa w stylu Okultury, Lashtal Press Azarewicza czy The Serpent. To ostatnie wydawnictwo sprawiło mi wiele radości, gdy czytałem noty autorów będących twórcami własnych systemów inicjacyjnych, zajmujących się intelektualną krytyką judeochrześcijaństwa, ufologów, indywidualistów i wolnomyślicieli. Jak nie będą wyłazić ze swojej dziury to krzywdy chyba nikomu nie zrobią, zwłaszcza że żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie chce nawet wiedzieć co to jest „nexion” czy inne gówno tego typu.
Jest oczywiście trochę czubów ale szkoda ich wymieniać. I jest też polskojęzyczna grupa z OTOA (mieli nawet stronę po polsku, są odłamem OTO założonym w Chicago przez Michaela Bertiaux, który przynajmniej nie udawał głupiego i zawsze uważał się za lucyferianina). W polecanych linkach polskiego OTOA znalazł się odnośnik do portalu Gnosis Jerzego Prokopiuka. A tam znowu związki z aktorami. Otóż paryżanin Max Bojarski z Gnosis i francuskiego OTOA miał za wuja Tadeusza Łomnickiego. Matka Maxa to Anna Bojarska, która pisała o sobie:
Motto: „Żyć niebezpiecznie” (Nietzsche) zaowocowało skutecznym szukaniem znajomości w różnych kręgach i środowiskach, wejściem między niemieckich i francuskich terrrorystów (na przełomie lat 70/80) oraz polityków z pierwszych stron gazet (Mówi: „Przynajmniej dobrze wiem, o czym piszę, JA znam realia”). W swoim niebezpiecznym życiu doświadczyła między innymi prób pozyskania jej przez wywiad NRD i PRL, kontaktowała się z ludźmi, którzy tworzyli najnowszą historię.
Poza tym Maksio to antyklerykał z wieloma ciekawymi powiązaniami oraz uwaga: kończył studia podyplomowe na Wydziale Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej. I to by było tyle na dzisiaj. A kurwom wędrowniczkom popioły, zgliszcza, pył i gruz.
zawiasy w mojej żuchwie nie chcą pracować
Zatkało kakao. Ha!
wierzę w Boga, chociaż kiepski ze mnie wyznawca, ale wiem, że smutni Panowie przychodzą znienacka,
piszesz o „obyczajach” bo nie mam słów, a jeśli poczytasz to coś dodasz
https://independenttrader.pl chyba się nie pogniewają
No to teraz już wiem dlaczego w latach 90-tych nachalnie promowano w telewizji taką ramotę jak „Piwnica pod Baranami”. A pewien program kabaretowy po skeczu obśmiewającym „Piwnicę…” („Proszę Państwa, kto z Państwa jeszcze nie miał benefisu?”) już się więcej na ekranie nie pojawił.
O wspomnianej w kontekście „Piwnicy…” Marcie Gellhorn, jeden z czterech żon Hemingwaya, Rybarczyk napisał rozdział w „Najtajniejszej broni wywiadu”. Wygląda na to, że miała tego idiotę Hemingwaya pilnować. Poznali się oczywiście na wojnie domowej w Hiszpanii.
Gene Gutowski często natomiast pojawia się w „Rekinach wojny” Nisztora. Ciekawe, że Żyd robił takie fajne interesy z Arabami. W kontekście PRL pojawia się on po raz pierwszy w latach 70-tych.
Ciekawy wątek z Goliszewskim i Huszczą stojącymi na bramce w lokalu, w którym grał DJ Andrzej Olechowski. Surrealistyczna kurwa impreza 🙂 Z tym mi się skojarzyło:
https://www.youtube.com/watch?v=cZ3j-X2jnXc
Wspomniany w kontekście Kosińskiego gen. Sławomir Petelicki dostał na placówce w USA ostrej depresji. FBI wiedziała wszystko o tamtejszej rezydenturze peerelowskich służ i jej agentach. Nawet poprzez organizację „Wolna Polska” Hanfa opublikowała listę funkcjonariuszy wywiadu z placówek PRL. Z ich prawdziwymi nazwiskami i stopniami.
Jerzy Skolimowski był oczywiście TW.
https://www.salon24.pl/u/salon-kulturalny/896234,znany-rezyser-jerzy-skolimowski-zarejestrowany-jako-tw
„”GPC” informuje, że artysta miał zostać pozyskany do współpracy z SB, gdy wykryto, że jest on dystrybutorem narkotyków. Według informacji SB filmowiec przewiózł do kraju m.in. 7 kg haszyszu i nielegalnie handlował dolarami. ”
Jego „Essential Killing” to oczywiście gówno. Ten film byłby dużo lepszy, gdyby opowiadał o talibie, który po ucieczce z Klewek zaczął pracować w kebabie w Ełku. zaprzyjaźnił się miejscowymi dresami i został kibolem. Gdy CIA próbuje porwać taliba, jej akcja zostaje udaremniona przez sebixów. 🙂
„Gene Gutowski często natomiast pojawia się w „Rekinach wojny” Nisztora. Ciekawe, że Żyd robił takie fajne interesy z Arabami. W kontekście PRL pojawia się on po raz pierwszy w latach 70-tych.”
Muszę sobie kupić dopiero. Czytałem tylko tweety Nisztora z dokumentami na temat Gutowskiego i Bumaru:
https://twitter.com/PNisztor/status/1092061669990252544
W kontekście Arabów pojawiał się też Wit Leszek Kaczanowski czyli Witold K (koleś wskazujący na Pica Dawsona i dilerów jako sprawców masakry na Cielo Drive). Witold K miał projektować wnętrza w pałacach w Arabii Saudyjskiej ale wykryli, że projektował też jakąś rzeźbę dla muzeum w Oświęcimiu i anulowano mu zlecenie.
„Ciekawy wątek z Goliszewskim i Huszczą stojącymi na bramce w lokalu, w którym grał DJ Andrzej Olechowski. Surrealistyczna kurwa impreza”
xD
Mi się kojarzy z „Będę brał cię w aucie:
https://www.youtube.com/watch?v=b6Gdg9hhOas
„Jerzy Skolimowski był oczywiście TW.”
Ano tak, zapomniałem o tym wspomnieć mimo że czytałem książkę Gańczaka. Skolimowski został zarejestrowany jako TW JO przez Wiesława Poczmańskiego. Środkiem nacisku było to, że złapano go gdy jechał po pijaku samochodem. Werbunek nastąpił w 1972 a wyjechał na Zachód w 1969 więc ewentualna współpraca z bezpieką w postaci Departamentu I może gdzieś się zachowała i znajduje się może w jakieś teczce w Agencji Wywiadu.
A sprawa z narkotykami dotarła do bezpieki bo Skolimowski imprezował dużo z jakimiś dziwkami, którym sprzedawał haszysz. Skolimowski tłumaczył się, że bezpieka miała błędne info o 7 kilo bo sobie urządził spotkanie z Czesławem Niemenem i Józefem Skrzekiem gadając o haszyszu i podśpiewując „7 tons”.
„Mi się kojarzy z „Będę brał cię w aucie” – pojawia się Olechowski i leci fragment: „Americano, ksywa po tacie, handlował waflem na plaży w Juracie” xxxxxxDDDDD
Wpis ten to balsam dla mego umysłu, piszę bez kadzenia bom akurat na koniec ostatniego posta dał wyraz odrazie żywionej do ”Piwnicy pod Baranami” i całego tego paraelytarnego g… [ tylko co w tym towarzystwie porabiał młody Wojtyła, przykry dysonans ], oczywiście więc zaraz niniejsze dociekania rozesłałem znajomym, choć to dość ograniczony krąg, stąd raczej nie ma co spodziewać się by podbili ci fejm, ale też nie ma co przejmować się liczbą wejść, niech wisi w sieci i dojrzewa niczym wino, dzięki temu zawsze będzie można rzucić nim na pysk pierdzielącym farmazony jakaż to ”kultura rozkwitała w PRL” a zarazem ”niepokorni” artyści represje od reżimu cierpieli [ i jakoś te dwie sprzeczne zupełnie narracje naszej ”arystokracji du…cha” za przeproszeniem wzajem się nie wykluczają, bo takaż to inteligencja ]. O części spraw wprawdzie wiedziałem, większości jednak nie np. towarzyszach Krakowskich synu i ojcu, jakże te kurwie gładko niczym w masło wchodziły i znajdowały się w rzeczywistości po drugiej stronie ”żelaznej kurtyny”, narzuca się wręcz uwaga o ”potędze diaspory”, gdyby nie to, że paru podobnego im pochodzenia jakoś jednak nie odnalazło się w tamtych okolicznościach a i Polańskiego wiadome korzenie nie uchroniły przed pożegnaniem się z Hollywood, choć i tak zaliczył dość miękkie lądowanie jak na to co ”nabroił”, że tak oględnie to nazwę [ oczywiście o ubeckim epizodzie tatusia w anglojęzycznym biogramie na wiki pana Andrzeja ani słowa, tyle że był zeń ”high-ranking politician” – śmiechu warte jaja ]. Rozpierdzieliły mnie również te złote dulary zakopane w ogródku przez rodziców Urbaniaka, którymi rzekomo przepłacali wszystkich, nawet tow. Bieruta – korwiniści narzekają, że przedsiębiorcy to ”klasa wyzyskiwana” a tu proszę, za najgłębszej stalinowskiej komuny kwitła ”prywatna inicjatywa” czego Urbaniakowie czy Frykowscy żywym dowodem, tak więc nasze Janusze i Mariole byznesu są nie do zdarcia! I tylko nikomu jakoś nie przychodzi do głowy powiedzieć panu dżezmenowi aby przestał rżnąć głupa, bo gdyby ubecja zorientowała się jakie to skarby chowają w ogródku jego rodzice to by se sama je wzięła przekopując wszystko do spodu, jak trzeba i wyrywając podłogi w domu, tatusia zaś i mamusię jako badylarzy posłała do więzienia lub kopalni czy na białe niedźwiedzie, a nie czekała jak im co łaskawie skapną nieco grosza, nie mieli przecież co przejmować się ”świętym prawem własności”, ”zachowaniem miru domowego” czy ”opinią publiczną” – i jak oni niby ubekom te złote dolarówki wręczali, w kopertach? Bo z monetami to raczej ciężko… Bodaj wszystko przebija jedyna taka w całym wszechświecie komisja weryfikacyjna DJ-ów, k… za komuny nawet disco było reglamentowane! Oczywiście wiedziałem, że istniały takowe jeśli idzie o jazz czy rocka, ale że sięgnęło to aż tak głęboko akurat nie, choć to w sumie logiczne z punktu widzenia systemu, żadne tam ”wypaczenia” a kwintesencja komunizmu sformułowana jeszcze przez Lenina w ”Państwie i rewolucji”, która brzmi : ”ewidencja i kontrola”. Skurwysyny niczego nie mogły więc zostawić samopas, OK na Zachodzie też wszystko pod kontrolą, ale przynajmniej nie robią tego tak topornie i zostawiają póki co jeszcze pewien margines dla wyrzutków systemu, powtórzę więc : to było przyznanie się de facto do klęski i przejścia do defensywy, skoro pozostało im jedynie poddać kontroli narzucane z zewnątrz trendy i formaty, to nie oni więc dyktowali tu reguły gry i stracili inicjatywę, mogli co najwyżej próbować mniej lub bardziej udolnie przejąć narzędzia broni kulturowej przeciwnika. W każdym razie IPN powinien to pokazywać gdzie się tylko da, bo w ten sposób łatwiej trafi do młodzieży niż JPII czy ”wyklętymi” z całym należnym szacunkiem, a jest to konieczne wręcz bo już szlag mnie trafia od mody wśród gówniażerii na PRL-owskie resentymenty, w ramach reedukacji kazałbym lewakom przeżyć choć jeden dzień w PRL wystając w niekończących się kolejkach po WSZYSTKO, użerając się o głupią srajtaśmę i wspominając rzewnie jaki to był wypas za Gierka, że można se było głupiego banana kupić. DJ klasy ”Z” – przepytywać dyskdżokejów ze znajomości Wyspiańskiego to jakby egzaminować gwiazdeczkę porno ze znajomości Heideggera albo wymagać od absolwentów filozofii kutasa jak Hendrix czy umiejętności strzelania minety i to odbytu [ skądinąd jeśli istnieją już ”porn studies” to w sumie czemu by podobnie ”interdyscyplinarnych” zaliczeń nie zaprowadzić ]. Co do Walickiego zastanawiająca jest ta predylekcja funkcjonariuszy marynarskiej bezpieki tu i tam do nadzorowania szołbizu i kreowania wręcz panujących w nim mód, o ile tutaj było to zrozumiałe, gdyż Wybrzeże stanowiło okienko na Zachód dla PRL, przez które trafiały szmuglowane waluty, kamienie szlachetne, opozycyjna bibuła, pornosy, dragi, kremplina [ patrz pierwszy odcinek Borewicza ] itd. to nie za bardzo pojmuję ten związek w samym USA, przecież rzecz bazowała nie na sprowadzanych drogą morską z zewnątrz trendach co rodzimych wzorcach muzycznych potomków murzyńskich niewolników, no chyba że wynika to wyłącznie z naczelnej roli sił morskich w amerykańskim wojsku a więc i jego służb, tyle. Na pewno gość sam z siebie na to nie wpadł, znaczy, iż już wtedy musiały istnieć jakieś frakcje w partii i bezpiece zapewne nie tylko krajowej [ Wybrzeże było obok Śląska najściślej bezpośrednio podporządkowanym sowietom regionem o strategicznym znaczeniu, do dziś Rosjanie nazywają ”żartem” Gdańsk i w ogóle Trójmiasto ”przedłużeniem obwodu kaliningradzkiego” ] które w przeciwieństwie do ćwoków pokroju Gomułki czy Kliszki wiedziały, że trzeba dać na luz, ”życie stało się lepsze, towarzysze, życie stało się weselsze”, więc mądrość etapu wymaga by schować pałę za plecami wabiąc ludzi kiełbasą w miarę możności, system dysponuje skuteczniejszymi narzędziami kontroli od masowego terroru niewygodnego również dla jego beneficjentów, bo jasnym jest, że Beria nie zrezygnował zeń dlatego iż stał się nagle ”wolnościowcem” tylko sam nie chciał trafić pod ścianę, jak wiadomo przeliczył się, ale następcy już nie. W ”Oczami radzieckiej zabawki” traktującej o historii rosyjskiego, radzieckiego jeszcze undergroundu wyraźnie jest napisane, że jego pierwocinom patronowało KGB, szczególnie w Leningradzie czyli mateczniku Putina, a to wedle tego co opisałeś było jedynie powieleniem formatów z Zachodu na własny użytek. Byłoby fajnie gdyby ezoteryczna szuria nie wyszła u nas poza wąskie grupy sekciarzy, sęk w tym, że nawet wtedy mogą sporo narozrabiać jeśli ”komuś” nie przyjdzie do głowy posłużyć się nimi by np. rozpylić gaz w metrze co nie daj, jak to się stało w przypadku przypomnianej niedawno przez Foxa sekty Shōkō Asahary, pisałem onegdaj o głośnej na pocz. lat 90-ych sprawie sekty ”Antrovis”, jednego z jej, hm, członków wyłowiono z Warty z fachowo urżniętymi jajami bo wyznawcy nader dosłownie traktowali kwestię ”napędu jądrowego” koniecznego dla planowanego lotu w kosmos, i mimo iż dochodzeniem zajęła się ABW o ile mi wiadomo do dziś nie ustalono sprawców, zapewne wpływ mogło mieć tu iż kręciła się przy nich ta idiotka Labuda, z kolei inny pojeb znany z wygrażania kałachem księżom-pedofilom [ ale Cebuli jak widać niestety nie ważył się odstrzelić ] i pomysłu wysadzenia Jasnej Góry Rysiek ”Mohan” Matuszewski miał za wyznawcę wiceszefa ABW za rządów PO Kazka Mordaszewskiego, tak że tego. Wprawdzie to nie stricte szejtaniści, ale całkiem niedaleko, aż że kult Lucyfera u nas kuleje bo i szołbiz słaby, więc zaplecza odpowiedniego nie ma jak sądzę.
„Wpis ten to balsam dla mego umysłu, piszę bez kadzenia bom akurat na koniec ostatniego posta dał wyraz odrazie żywionej do ”Piwnicy pod Baranami” i całego tego paraelytarnego g…”
Miło mi to słyszeć. Ostatnio widziałem na facebooku, że znajoma wybierała się na pokazy filmów LGBT w Piwnicy. Tak to jakoś jest, że durnowate wygłupy zawsze łączyły im się z konkretną opcją kulturową i przekonaniem o własnej wspaniałości i wyjątkowości. Jak to Skrzynecki mówił: „Jesteśmy wysepką w morzu: bestialstwa, szarzyzny, głupoty, łajdactwa, cynizmu i nietolerancji”. Teraz Piwnica zakumplowała się z prawnikami, którzy urządzają jakieś swoje imprezy i konkursy krasomówcze. Gdzieś tam w newsach można poczytać, że „Specjalnie powitany został prof. Andrzej Rzepliński.”
Wiąże się to oczywiście z sekowaniem Leszka Długosza, który odważył się kandydować niegdyś z ramienia PiSu i rozesłano za nim nawet krakowską anatemę:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/44643,druk.html
https://wpolityce.pl/polityka/172896-przy-calej-tej-skali-platformerskiej-propagandy-wystawilem-sie-celowo-leszek-dlugosz-o-linczu-srodowiska-piwnicy-po-jego-wejsciu-do-polityki
„O części spraw wprawdzie wiedziałem, większości jednak nie np. towarzyszach Krakowskich synu i ojcu, jakże te kurwie gładko niczym w masło wchodziły i znajdowały się w rzeczywistości po drugiej stronie ”żelaznej kurtyny”, narzuca się wręcz uwaga o ”potędze diaspory” ”
Oczywiście Polański, Kosiński, Krakowscy, czy na przykład Aleksander Ford (dlaczego stary komuch nakręciwszy „Krzyżaków” zostaje wywalony z PRL – przecież to blamaż dla ustroju) należeli do wspólnoty prześladowanej przez złych antysemitów co im mogło ułatwiać różne rzeczy najbardziej mnie jednak fascynuje to, że koleś, który kończył kurs NKWD w Kujbyszewie, był dowódcą batalionu ochrony rządu, naciął Amerykanów na kilka milionów skończył jako nadzorca polskich filmowców w Los Angeles. Ciekawe dla kogo tak naprawdę pracował Józef Krakowski bo Sowieci na pewno mu ufali ale że Amerykanie go nie rozpracowali to nie chce mi się wierzyć. A może ktoś liczył, że na Cielo Drive się akurat pojawi Józek Krakowski razem z resztą filmowców i to wtedy wysłano ludzi Charliego Mansona do akcji?
„Co do Walickiego zastanawiająca jest ta predylekcja funkcjonariuszy marynarskiej bezpieki tu i tam do nadzorowania szołbizu i kreowania wręcz panujących w nim mód”
Pierwszy zespół nadzorowany przez Walickiego czyli Rythm and Blues składał się głównie z członków… wojskowej orkiestry marynarki i debiutował w klubie Marynarki Wojennej na Oksywiu.
„USA, przecież rzecz bazowała nie na sprowadzanych drogą morską z zewnątrz trendach co rodzimych wzorcach muzycznych potomków murzyńskich niewolników, no chyba że wynika to wyłącznie z naczelnej roli sił morskich w amerykańskim wojsku a więc i jego służb, tyle.”
Może to tylko wrażenie spowodowane obecnością ONI wokół Charliego Mansona? Oni (nomen omen) bardziej kontrolowali resztówki po MKULTRA czyli handel LSD, przemyt narkotyków przez Sea Org scjentologów i kontakty z Bractwem Wiecznej Miłości oraz narkotyczne pranie mózgu przyszłym zabójcom.
Kontrola nad muzyką to bardziej Paul Rothchild, Bjarne Rostaing z wywiadu armii i inni ludzie opisani w „Dziwnych scenach w Laurel Canyon”
„ćwoków pokroju Gomułki czy Kliszki wiedziały, że trzeba dać na luz”
Kliszko jednak pojawia się tu kilka razy jako nadzorca zachodnich eskapad, który wysłał tam Skolimowskiego i pewnie też swojego krewniaka Witolda K.
„Wprawdzie to nie stricte szejtaniści, ale całkiem niedaleko, aż że kult Lucyfera u nas kuleje bo i szołbiz słaby, więc zaplecza odpowiedniego nie ma jak sądzę.”
Fakt. Ale sekty to mamy ciekawe i niezbyt opisane. Antrovis do niedawna jeszcze jakoś działał pod postacią fundacji „Dar Światowida” – polecam sobie obadać Cezarego Tousty, który teraz jest wiernym sługą „króla Polski” Wojciecha Edwarda Leszczyńskiego. Swoją drogą dzięki za Twój wpis o Antrovisie bo to z niego się dowiedziałem o tej organizacji. Nie zapominajmy też, że były doradca polityczny i pedofil Piotr Tymochowicz wyciągał ludzi z różnych sekt – w tym z Antrovisu.
Piszesz „…„Typowy biseks” raportował o Wajdzie TW „Alchemik” (nie wiadomo kto, info z książki Filipa Gańczaka)…”. Ja też nie wiem, kim jest TW Alchemik, ale kojarzę kryptonim „Alchemik”. Była to akcja inwigilacji słynnego „Mistrza z Komorowa”, czyli Roberta Waltera już po tym, jak wypuszczono go z więzienia. Kapowali na niego wszyscy jak leci, bardzo gorliwy był np. Wierciński. Może warto poszukać TW Alchemika w tych okolicach?
Dzięki za info, zacząłem to zgłębiać i nawet nie wiedziałem, że tylu okultystów było za komuny. TW Alchemika niestety nie rozszyfruję bo nie mam dostępu do dokumentów z IPN. A poza tym kryptonimy agentów mogą się powtarzać i mogło być na przykład dwóch TW Alchemików.
Jeżeli szukasz okultystów z czasów PRL, to przyjrzyj się Prokopiukowi i jego znajomym z młodości – można się doszukać ciekawych powiązań. Z drugiej strony warto zbadać środowisko Władysława Brulińskiego i martynistów od Hoene-Wrońskiego. Aż trudno uwierzyć, kto siedzi w tym bagnie. Warto byłoby to zebrać i opisać, bo trochę informacji jest, ale są bardzo rozproszone.
O Prokopiuku wiem.
„Z drugiej strony warto zbadać środowisko Władysława Brulińskiego i martynistów od Hoene-Wrońskiego.”
Nie wiem skąd informacja, że Wroński był martynistą poza tym świrniętym tekstem kopiowanym po całym internecie:
https://3obieg.pl/zydomasonskie-zrodla-antymasonskich-ruchow-narodowych/
i na przykład takie kwiatki:
„Jerzy Braun z niesłychaną energią zaczął propagować naukę tego filozofa, którego Papus stawia w jednym rzędzie z takimi Mistrzami, jak Fabre d’Olivet i Eliphas Levi.”
No i co z tego. A Elphias Levi uważał się za ucznia Wrońskiego i … Mickiewicza (a przynajmniej kumpli Mickiewicza).
Tutaj ciekawy tekst o Wrońskim:
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=384384
„Nie wiem skąd informacja, że Wroński był martynistą…”
Tutaj masz artykuł o Hoene-Wrońskim z przedwojennego „Pro Christo” oo. Marianów. Nie potrafię ocenić na ile jest wiarygodny.
Co do Brauna (Grzegorza), to ciekawie pisał o nim (i jego znajomych) Chehelmut jakiś czas temu, ale to na pewno czytałeś.
Artykuł:
http://www.bibula.com/?p=14291
@Nikt
Ciekawy artykuł ale wynika z niego tylko to, że Wroński zajmując się metafizyką doszedł do podobnych ustaleń co masoni/kabaliści/martyniści i ci go zaczęli zwalczać za ujawnianie tajemnic.
Rzeczywiście ciekawe osoby były powiązane z Brulińskim. Ciekawiej jednak wygląda bagienko paryskie z Towiańskim, Wrońskim, Mickiewiczem, Słowackim, bezpieką ruską, francuską i brytyjską. Dobrze, że książę Czartoryski kazał otruć Mickiewicza szkoda tylko, że trochę za późno bo już po tym jak napadł ze zrewoltowaną hołotą na pałac Piusa IX. Ale o tym się raczej nie mówi. A tak w ogóle to mam zagadkę. Z kogo to cytat:
„Czy nie widzicie, żem chory: szatanizm,
Bajronizm, siedem mnie dręczy boleści;
Wierzę w religią mas, w republikanizm”
„W postęp… a nawet… wierzę w te czterdzieści
Cztery… choć nie wiem, co ta liczba znaczy,
Ale w nią wierzę jak w dogmat… z rozpaczy.”
Określenie „bagienko” jest jak najbardziej na miejscu.
Teraz jest afera w mediach od dwóch tygodni i padają nazwiska trzech jazzmanów:
* Krzysztof Sadowski – podobno ma być pedofilem, były prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego,
* Krzysztof Karpińskim – prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie,
* Jerzym Stępniem – prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Podobno Sadowski mógł korzystać z autorytetu Karpińskiego i Stępnia, aby się chronić (nie jest jasne, czy o tym wiedzieli). Czy te nazwiska nie łączą się jakoś z przedstawioną spiskologią?
Sadowski i Karpiński jakiś czas temu wypowiadali się o agentach SB wśród jazzmanów i podobno miało być „4-5 agentów na kilka tysięcy osób”. Tutaj nagranie: https://www.youtube.com/watch?v=ZPDWafoIISw
Po 41 minucie zaczynają się rozmowy o SB. Sadowski mówi: „(…) dotyczy ludzi, których znałem osobiście, Krzysztof Karpiński też orientuje się w tej sprawie (…) było 4-5 agentów na kilka tysięcy osób”. Karpiński: „badałem te akta w IPN: (…) Zbyszek Namysłowski (…) wyeliminowany z kartoteki, bo nie nadaje się współpracy, mówił o muzyce a nie o osobach; następny przypadek to pani Trzaskowska (…) żona Andrzeja Trzaskowskiego; (…) trzeci przypadek to Roman Waschko (…) pod pseudonimem Adam (…)”. Później Sadowski: „Andrzej Kosowicz był [agentem]”.
Gdzieś tam pada nazwisko jeszcze jednego, ale nie potrafię zrozumieć jak je zapisać.
„Teraz jest afera w mediach od dwóch tygodni i padają nazwiska trzech jazzmanów”
Śledzę ale to dla mnie nowość bo nigdy o molestatorach w jazzie nie słyszałem. Jednak nie jestem zdziwiony.
Każdy, kto za komuny był jazzmanem i jeździł za granicę jest podejrzany o bycie agentem. 4-5 agentów to liczba śmiechu warta.
„Podobno Sadowski mógł korzystać z autorytetu Karpińskiego i Stępnia, aby się chronić (nie jest jasne, czy o tym wiedzieli). Czy te nazwiska nie łączą się jakoś z przedstawioną spiskologią?”
Nie mam pojęcia. Pewnie tak. Karpiński (pianino) grał z Sadowskim w duecie.
„Gdzieś tam pada nazwisko jeszcze jednego, ale nie potrafię zrozumieć jak je zapisać.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Milian
„.. A dzisiaj Wajda został oskarżony o zmuszanie nastolatki do scen erotycznych..”..
„.. Wajda zabił niepotrzebnie konia na potrzeby swoich filmowych fantazji ..”
Natomiast córka Młynarskiego, wyprowadziła się do Francji w wieku 16 lat (sama?) i m.in. zagrała epizodyczną rolę w filmie Valmont Miloša Formana …